– Ta sytuacja może sprawić, że ludzie przestaną chodzić na wybory. Często okazywało się, że ich głosy przepadały. To zniechęca ludzi – mówiła w wieczornym „Politycznym podsumowaniu dnia” Dorota Kania, dziennikarka śledcza Gazety Polskiej i Gazety Polskiej Codziennie.
Jej zdaniem „to świadome i celowe działanie, by obrzydzić ludziom wybory”.
– Podważalność tych wyborów jest oczywista – stwierdziła Kamila Baranowska. Publicystka tygodnika Do Rzeczy podkreślała, że wątpliwości i znaków zapytania po tak długim liczeniu głosów jest wiele. – Trzeba to w jakiś sposób wyjaśnić, ale jak widać, po nowelizacji kodeksu wyborczej jest to praktycznie niemożliwe. Trudno się dziwić, że wyborcy mogą się czuć oszukani – mówiła.
– Wmawianie ludziom, że o 300, a nawet o 400 procent zwiększone poparcie dla PSL to wynik ciężkiej pracy jest robieniem z wyborców idiotów – ocenił Piotr Legutko. Według publicysty Gościa Niedzielnego trudno wytłumaczyć, aby piłkarz, o którym już nikt nie pamięta tak bardzo pociągnął listę ludowców. W ten sposób skomentował wzrost poparcia dla gdyńskiego kandydata PSL Janusza Kupcewicza o ponad 1000 procent.
– To jest ostatni czas, żeby cokolwiek w tej sprawie zrobić. Trzeba powołać komisję, która sprawdzi te wszystkie nieprawidłowości – zaznaczała Dorota Kania.
Natomiast Kamila Baranowska przypomniała, że kodeks wyborczy przewiduje, że czas na składanie protestów wyborczych wynosi 14 dni od momentu wyborów, a nie podania ich wyników. – Czyli czas ten został de facto skrócony o połowę poprzez opóźnienia w podawaniu wyników – skwitowała publicystka Do Rzeczy.