Kierowca odmówił donoszenia. Kamiński uderza w Kidawę-Błońską

Michał Kamiński twierdzi, że jego kierowca został poproszony przez urzędników Senatu o… donoszenie. I to nie przez przypadek, ale – jak podkreśla – przez ludzi podległych marszałek Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. Nie chodziło o nic politycznego. Chcieli wiedzieć, z kim się spotyka, gdzie jeździ, czy jest zdrowy. W obozie rządzącym wyraźnie trzeszczy fundament najcenniejszy: zaufanie.
Co za zwyczaje!
W programie TVN24 wicemarszałek Senatu Michał Kamiński, nie owijał w bawełnę. Zdradził kulisy sytuacji, która – jak zaznaczył – jeszcze nigdy wcześniej go nie spotkała. Co ważne, ta sytuacja bardzo dużo mówi o standardach, które panują w "koalicji 13 grudnia"
- Dziś w polityce spotkała mnie rzecz, która mnie nigdy do tej pory nie spotkała. Mój kierowca został poproszony o to, żeby na mnie donosić. Został poproszony przez urzędników Senatu podległych marszałek Kidawie-Błońskiej
– oświadczył wicemarszałek Senatu.
Sprawa nie skończyła się na ogólnikach. Kamiński wskazał, że jego kierowca zachował się przyzwoicie i nie przekroczył granicy lojalności.
- Mój kierowca odmówił donoszenia na mnie. Powiedział, że nie będzie informował o moich chorobach, moim życiu rodzinnym, dokąd i kiedy jeżdżę, z kim się spotykam. Odmówił urzędnikom udzielenia tych prywatnych informacji na mój temat
- skonstatował polityk.
To tylko "logistyka"
Po południu głos zabrała Kancelaria Senatu. W oficjalnym oświadczeniu tłumaczy, że żadnego „donoszenia” nie było – a cała sytuacja miała charakter czysto organizacyjny:
- Korespondencja, o której mowa, prowadzona była pomiędzy dyspozytorem kierowców zatrudnionych w Biurze Administracyjnym, a kierowcami obsługującymi wszystkich wicemarszałków Senatu. Celem tej komunikacji było wyłącznie usprawnienie organizacji pracy i efektywne zarządzanie czasem kierowców
- napisano.
W oświadczeniu padło też zapewnienie, które – jak to bywa w tego typu przypadkach – brzmi bardzo kategorycznie, ale... mało wiarygodnie.
- Zdecydowanie podkreślamy, że nie miała ona na celu jakiejkolwiek formy monitorowania aktywności wicemarszałków
- czytamy w oświadczeniu.
Wygląda więc na to, że jedna strona mówi o presji i próbie zdobywania informacji, druga – o niewinnej wymianie wiadomości. A wszystko i tak sprowadza się do jednego: to znaczy, że w "koalicji 13 grudnia" nie ma zaufania – nawet na poziomie tylnego siedzenia.
Bo trudno mówić o partnerskiej współpracy, kiedy urzędnicy zaglądają przez ramię, a korespondencja „logistyczna” dotyczy tras i zdrowia wicemarszałków.
Źródło: Republika, onet
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na
Polecamy Poranek Radia
Wiadomości
Za dwa tygodnie rewolucja w sklepach. Ministerstwo wyjaśnia: kaucja będzie osobną pozycją na paragonie
Co prawnik spółki wynajmującej powierzchnie rządowego Funduszu pisał do dziennikarza śledczego Republiki?
Najnowsze

Lewica nie reaguje na skandaliczne zachowanie swojego polityka

Za dwa tygodnie rewolucja w sklepach. Ministerstwo wyjaśnia: kaucja będzie osobną pozycją na paragonie

Żerko: Rząd chce sparaliżować prace prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego
