Donald Tusk powinien ponieść konsekwencje nie tylko polityczne, ale i takie, jakie przewiduje prawo – mówi w rozmowie z Lidią Lemaniak Grzegorz Januszko, ojciec Natalii Januszko, najmłodszej ofiary katastrofy smoleńskiej
Do kogo ma Pan największy żal za skandal z profanowaniem ciał ofiar katastrofy?
Do osób, które odpowiadały za to, co się działo z ciałami ofiar parę dni po katastrofie. Michał Boni powiedział, że „państwo częściowo zdało egzamin”. Z doświadczenia zawodowego – jestem lektorem – to jest trochę jak z byciem w ciąży – egzamin się albo zdaje, albo nie zdaje. Być może państwo zdało z części teoretycznej, ale z praktycznej – nie. Ewa Kopacz wiedziała, jak postępowanie z ciałami powinno wyglądać, ale tak nie wyglądało. Donald Tusk mówił, że gdyby pojawiły się problemy ze śledztwem, to odwoła się do instytucji międzynarodowych.
Był też chór osób, które wspierały polityków poprzedniej władzy – byli to celebryci. Sportowcy skupili się na trenowaniu i odnoszą sukcesy na arenie międzynarodowej. Jest jednak cała rzesza gwiazdeczek, które nie odnoszą żadnych sukcesów za granicą. Krystyna Janda to nie Jane Fonda, panowie Jerzy i Maciej Stuhrowie to nie Kirk i Michael Douglasowie. Te osoby uważają się za powołane do tego, żeby to komentować, mając minimalną wiedzę na ten temat, a może jednak skupiłyby się na doskonaleniu swojego rzemiosła? Tak samo jest z politykami i innymi tzw. autorytetami namaszczonymi przez „Gazetę Wyborczą”. Ich wypowiedzi trafiają – delikatnie mówiąc – kulą w płot.
Co Pan czuje, kiedy słyszy od polityków PO, że „ofiary katastrofy powinny być pochowane w jednym grobie”?
Wspólne groby kojarzą mi się z Katyniem i Bykownią. Jeszcze ich tam wapnem powinno się przysypać? To jest absolutnie skandaliczna wypowiedź i – trawestując cytat Stefana Kisielewskiego – wpisuje się w ciąg dalszy „państwa pętaków”. Poza tym jeden wspólny grób już mamy – znajduje się na warszawskich Powązkach i jest w nim ok. 150 kg spopielonych szczątków. Spalono je bez konsultacji z rodzinami w kwietniu 2010 r. Ten czyn podyktowany był tylko kalendarzem wyborczym, bo zbliżały się wówczas wybory prezydenckie.
Całość do przeczytania w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie”.