Od czwartku wieczorem głośno jest o zdjęciu wiewiórki, która miała zdechnąć w dziupli drzewa wyciętego w ramach ustawy zwanej #lexSzyszko. Informacja okazała się prawdziwa jak w Radiu Erewań. Drzewa nie wycięto, tylko ścięto gałąź. Zrobiono to w parku miejskim zarządzanym przez prezydent Warszawy, i do tego, zanim prawo, którego autorami są posłowie PiS-u, weszło w życie - czytamy w "Gazecie polskiej Codziennie".
Histeria wybuchła w czwartek wieczorem. Jeden z internautów (Przemek Bartos) wrzucił zdjęcie martwej wiewiórki w dziupli. Fotografia była tak skadrowana, że wyglądało na to, iż wiewiórka zdechła na pniu ściętego drzewa. „To zdjęcie właśnie staje się symbolem Lex Szyszko. Wiewiórka skulona w pniu drzewa” – ogłosił portal Gazeta.pl. Za nim poszły inne media, w tym m.in. tygodnik „Wprost”. W komentarzach ludzie dawali upust swojej wściekłości. „PiSiury zniszczyły gospodarkę, stadniny, teraz wyniszczą przyrodę” – napisał jeden z komentatorów. To i tak delikatny komentarz. Niektóre groziły ministrowi środowiska śmiercią.
W piątek okazało się jednak, że sprawa jest, delikatnie mówiąc… dęta. Szybko ustalono, że zdjęcie wykonano w parku Szczęśliwickim, którym zarządzają przedstawiciele Hanny Gronkiewicz-Waltz. Urzędnicy postanowili ściąć konar, który został złamany przez wiatr. Nie wycięli jednak całego drzewa, ale jedynie jego ułamany fragment