Jak siatkarze przyczynili się do polepszenia sytuacji obozu rządzącego? "Entuzjazm udziela się wyborcom"
Gościem red. Marcina Bąka w popołudniowym wydaniu programu "Wolne Głosy" był politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach prof. Kazimierz Kik. – Jeśli chodzi o humanistykę, nauki społeczne, ta reforma nie gwarantuje nam polepszenia obecnej sytuacji. Jak można wymagać wysokiej jakości na uczelniach nieakademickich? – pytał w odniesieniu do obowiązującej od dziś Konstytucji dla Nauki.
Polacy pewnie zwyciężyli z Brazylią w finale Mistrzostw Świata rozgrywanych we Włoszech i Bułgarii. Biało-Czerwoni nie pozostawili złudzeń przeciwnikom, triumfując 3:0 (28:26, 25:20, 25:23). Okazuje się, że reprezentacyjne zwycięstwo może być na rękę obozowi rządzącemu? Prof. Kik wskazał politologiczne pokłosie obronionego tytułu.
– Mistrzostwo świata trafiło się nam w szczycie kampanii wyborczej. Entuzjazm udziela się wyborcom, a zazwyczaj jest tak, że zadowolenie spływa na rządzących. Czyści to nieco złe emocje po mistrzostwach piłkarskich – rozpoczął prof. Kik.
– Porównując zarobki siatkarzy i piłkarzy, zetkniemy się z niemałym zaskoczeniem. Być może ten sukces pozwoli piłce siatkowej pozyskać więcej młodych osób. To niesprawiedliwość rynkowa – wszystko to opiera się na marketingu. W epoce neoliberalizmu, wszystko zeszło na kwestię pieniędzy. Dziś najlepszych piłkarzy rozpatruje się na podstawie wysokości ich zarobków – tłumaczył politolog.
Konstytucja dla Nauki
"Konstytucja dla Nauki to reforma inna niż wszystkie. Impuls do jej przeprowadzenia wyszedł z samego środowiska akademickiego. W prace nad ustawą włączyła się wielotysięczna społeczność, która poczuwa się do odpowiedzialności za przyszłość polskich uczelni i nauki. Po 1989 roku nie było reformy, która kształtowałaby się w tak intensywnym, podwójnym dialogu: między rządem a zainteresowanym środowiskiem oraz wewnątrz tego środowiska. Komisja Europejska przedstawia nasz dialog jako wzorzec wprowadzania wielkich reform systemowych" – czytamy na rządowej stronie konstytucjadlanauki.gov.pl. Politolog prof. Kazimierz Kik nie jest jednak przekonany do obecnego kształtu reformy.
–Kiedy położono na łopatki szkolnictwo wyższe w Polsce? Stało się to na początku III RP. Każdy może, kto chce, bez egzaminu… potem dołożono kolejny cios. Budżet uczelni uzależniony jest od ilości studentów. Więcej studentów to więcej pieniędzy. Nie można oblewać tych ludzi, bo spadnie budżet… mamy dziś asekurację ze strony uczonych, nie wszystkich oczywiście. Trudno dbać o taką masę. Ostatni element to równanie do najsłabszych – wskazywał na "bolączkę" systemu szkolnictwa wyższego.
– Obecna reforma nie eliminuje tych słabości. Wyklucza jednak inny czynnik, tj. profesurę. Do dziś było tak, że aby istniał kierunek, musiało figurować sześciu bądź siedmiu profesorów. Jeśli chodzi o humanistykę, nauki społeczne, ta reforma nie gwarantuje nam polepszenia obecnej sytuacji. Jak można wymagać wysokiej jakości na uczelniach nieakademickich? Obecne rozwiązanie nie zachęca wcale profesorów do publikowania. Nie tędy droga… – podsumował prof. Kik.