„I tak na pewno wytniesz wszystko, co najciekawsze”. Rok temu odszedł od nas Paweł Zarzeczny
- Miałem 6 lat, zobaczyłem na stadionie światła, nigdy czegoś takiego nie widziałem. Cały stadion pełen ludzi. Bilety były po 35 złotych, to było wtedy 17 oranżad. Najpierw zobaczyłem, że to światło się świeci i że się pali papierosy. Potem, że trzeba przeklinać. Grali świetni piłkarze – Deyna, Gadocha, jeszcze Brychczy, Blaut, Grotyński, świetny bramkarz – opowiadał o pierwszym meczu, jaki widział na stadionie Legii. Połknął bakcyla i tak zaczęła się historia najbardziej oryginalnego polskiego felietonisty sportowego. W Telewizji Republika był ulubionym rozmówcą widzów, którzy dzwonili do niego ze swoimi „Bulami głowy”. Dzisiaj o 22.20 stacja nada ostatni wywiad, jakiego udzielił Paweł Zarzeczny Piotrowi Lisiewiczowi w programie „Wywiad z chuliganem”.
- Paweł tuż przed śmiercią sam zaproponował, że chce wystąpić w „Wywiadzie z chuliganem”, co wymagało od niego przyjazdu do Poznania, a nie czuł się najlepiej. Wiedział, co chce powiedzieć: o tym, jak sam zaczął chodzić na mecze i o nagonkach na kibiców. Ciekawiły go kibicowskie opowieści, które wcześnie były w programie, bo sam nie miał łatwego dzieciństwa, wcześnie stracił rodziców, był jakiś czas w domu dziecka. A potem by iść na mecz, uciekał z domu - wspomina Piotr Lisiewicz.
- Udawałem, że chce wyrzucić śmieci, więc wszyscy w domu szczęśliwi. No to ja zostawiałem kosz na wycieraczce i dłuuuga! Mecze były o 20-stej, czyli późno, i jak wracałem, było już po 22-giej. Wiedziałem, że będzie „w łeb”. No więc jak miałem oberwać, to w ogóle nie wracałem. Miałem na dachu taką swoją „melinę”, gdzie mogłem spokojnie przespać noc. Gdzieś o 7 rano kładłem się na wycieraczkę. I wtedy wszyscy byli w domu radośni, że Pawełek się znalazł – opowiadał Paweł Zarzeczny.
Mówił też o „hołdzie”, jaki chciał oddać widzom Telewizji Republika, ludziom, którzy nie byli w III RP uprzywilejowani, na rozmowach z którymi minęły mu setki godzin. – Znam na pamięć połowę twórczości Norwida. Zawsze bardziej utożsamiałem się z prześladowanymi, niż nagradzanymi. Uważam, że jeśli ktoś dostaje medal, nagrodę, to zostaje po nim tylko proch, pył, w ogóle śmieć. Norwid, Hłasko, Tyrmand – to są ci moi ulubieńcy – stwierdzał.
O kibicach mówił: - Kibic handluje narkotykami i każdego chce dźgnąć nożem. Propaganda była zawsze, że kibice to bydło i hołota. A tak naprawdę, to władza chciała znaleźć dla siebie piorunochron. W rzeczywistości to ten chuligan dzięki swojej pasji utrzymuje w Polsce trzy sportowe gazety, pięć sportowych telewizji i mniej więcej z dwustu nierobów, którzy grają w piłkę.
Zarzeczny opowiadał też o swojej miłości do Legii Warszawa. - Miasto spowite czarnym dymem, miasto niezłomne, które nawet za cenę wolności, życia, wszystkiego – walczy, nie poddaje się. Ten mit powstania w Legii jest istotny – wspominał. Były też gawędy o ludziach sportu, których poznał - Kazimierzu Górskim, Mirosławie Okońskim, Bogusławem Pachelskim czy Jose Bakero.
- Wychodząc z bunkra gauleitera Greisera, gdzie nagrywany jest „Wywiad z chuliganem” Paweł powiedział w swoim stylu, że i tak na pewno wytnę wszystko co najciekawsze. I że nie zdążył opowiedzieć o wielu historiach i za kilka miesięcy musimy nagrać jeszcze jeden odcinek. Niestety, już nie nagramy – wspomina Piotr Lisiewicz.
Jak mówi, następnego dnia jeszcze omawiali szczegóły programu: – Rozmawialiśmy o 22 przez telefon, Paweł wracał z Telewizji Republika. Krótko, bo toczył on właśnie z taksówkarzem dyskusję o Melchiorze Wańkowiczu. Wiedziałem, że nie powinienem mu przeszkadzać, bo byłoby mu głupio wobec taksówkarza, którzy mógłby się poczuć zlekceważony. Takie było jego podejście do zwykłych ludzi, jak zwykli nazywać ich dziennikarze.