Gmyz: Prezydenci dużych miast cieszą się osłoną medialną. To utrudnia rozliczanie ich
– Wnioski z tych badań są takie, że jak ktoś raz zostanie prezydentem miasta, to już nikt nie jest w stanie mu zaszkodzić. Smutne badanie, bo mamy do czynienia z sondażem przeprowadzonym na wielkich miastach, a ta prawidłowość ma odbicie na szczeblach niższych, tam jest jeszcze gorzej, bo nie ma niezależnych mediów – powiedział Cezary Gmyz. W ten sposób dziennikarz odniósł się do sondażu opublikowanego dzisiaj na łamach "Gazety Wyborczej".
– W takich wielkich ośrodkach jak Łódź, Kraków, Wrocław czy Warszawa prezydenci cieszą się osłoną medialną. Nie pomagają inicjatywy obywatelskie – mówił dziennikarz.
Gmyz przytoczył sytuację z udziałem władz miast, których działania nie są wytykane przez dziennikarzy, "chociaż środowisko wie o działaniach na szkodę miasta, wszyscy milczą". Z ubolewaniem przyznał, że w całym procederze biorą udział dziennikarze, którzy przymykają na to oko.
– Przypomnę sprawę byłego prezydenta Olsztyna, Czesława Małkowskiego członka PZPR i cenzora, który swoja karierę zaczynał w PRL-u. Jak wskazuje sondaż, wróci na swoje poprzednie stanowisko, pomimo ciążących na nim zarzutów o molestowanie swoich pracownic. Pokazuje to silne układy, jakie Małkowski zdobył w mieście przez 16 lat. Kontrolował miasto nie będąc prezydentem – powiedział.
– W mieście wszyscy wiedzieli, o tym co robi, ale nikt o tym nie pisał, bo wiele osób była uzależniona od prezydenta – dodał.
Gmyz podkreślił, że obecnie jest wspierany nawet przez Kościół, bo ufundował chodnik przed kościołem. Widać tutaj korumpowanie polityczne na wszystkich szczeblach.
Poruszył również działania prezydentów Łodzi i Wrocławia.
– W przypadku pani Zdanowskiej w Łodzi mamy do czytania chyba z syndromem sztokholmskim. Być może ten sondaż to udział piątej władzy jaką są pracownie badawcze i mijają się z prawdą. Jeśli nie, to jestem przerażony – skomentował.
Gmyz podkreślał, że jako osoba, która dość często przebywa w Łodzi obserwuje zapaść tego miasta.
– Kiedyś ulica Piotrkowska tętniła życiem, na weekendy jeździli tam Warszawiacy, żeby się pobawić. Kiedy byłem tam ostatni w weekend, zastałem zupełne pustki. Centrum oddane jest oddziałom bankowym, niewiele tam już jest – mówił.
Zauważył, że w jego rodzinnym mieście Wrocławiu, władza skupia się tylko na centrum miasta, oddalając się nieco zastaje się kamienice w fatalnym stanie.
– Kiedy się wyjeżdża dalej, poza centrum, to stan kamienic budzi przerażenie. Jest jednak duża osłona medialna, Dutkiewicz jest poza krytyką – mówił.
Nawiązał do wypadku, spowodowanego przez pana prezydenta, po którym dociekliwość dziennikarzy miała być na poziomie zerowym.
– Ustalono wtedy, że jechał samochodem terenowym o godzinie 6 rano przez Ostrów Tumski (najstarszą, zabytkową część Wrocławia wyłączoną z ruchu) tłumacząc się, że chciał tylko zajechać do arcybiskupa. Ten szereg wydarzeń nie wzbudził zainteresowania – komentował.
– Wkrótce po tym rozpisano przetarg na nowy samochód, który został skonstruowany w ten sposób, że podobno wygrać mógł tylko jeden model. Obecnie prokuratura w Gliwicach prowadzi śledztwo i Dutkiewiczowi mogą zostać przedstawione zarzuty – dodał.
Gmyz zauważył, że dziennikarze często są na posłudze władzy i chociaż bezpośrednio nie da się ich połączyć z władzą, to ich działania są utrudnieniem w ich rozliczaniu.
– Polityczna otulina, to są przedstawiciele lokalnych mediów, które żyją z ogłoszeń prezydenta – skwitował.