Członkowie polskiej pielgrzymki w Instytucie Yad Vashem odkryli skandaliczną pomyłkę. Jeden z napisów pod zdjęciem, przedstawiającym bramę łódzkiego getta głosi, ze była ona "pilnowana przez niemieckich żołnierzy i polską policję". Wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak zaalarmował już polską placówkę dyplomatyczną w tej kwestii.
Napis głosi: "Brama wejściowa do getta w Łodzi. Była strzeżona przez niemieckich żołnierzy i polską policję 24 godziny na dobę. Dzielnica Żydów - wejście wzbronione".
– Tych bram pilnowała żydowska policja, wprawdzie ona formalnie nie nazywała się żydowską, tylko służbą porządkową, w języku niemieckim brzmiało to Ordnungsdienst. Policji polskiej nie było na terenie ówczesnego Warthegau, taka formacja nie mogła zaistnieć – odniósł się Bogdan Michalski, weteran II wojny światowej, były żołnierz Armii Krajowej.
Wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który również uczestniczył w pielgrzymce do Izraela, zwrócił się w tej sprawie po polskiej placówki dyplomatycznej.
– Kiedy zobaczyłem ten napis poprosiłem o natychmiastową interwencję naszą placówkę dyplomatyczną w Izraelu. Nie zostawimy tej sprawy. Cała ta sytuacja dowodzi tego, że pomysł, aby tutaj do Izraela przywieźć naszych kombatantów, przywieźć tych, którzy na własne oczy widzieli II wojnę światową był najlepszym z możliwych pomysłów w tej trudnej sytuacji. Niech mówią świadkowie, jak było naprawdę, widzieli kim byli Niemcy, widzieli, jak zachowywali się Polacy, jak zachowywali się Żydzi – mówił wiceminister Dziedziczak.