Wyniki sekcji zwłok pary prezydenckiej, która 10 kwietnia 2010 roku zginęła pod Smoleńskiem jasno wskazują na to, że samolot uderzył o ziemię kołami – a nie tak, jak podaje wersja MAK i raport Millera – w pozycji odwróconej. Informacje jako pierwsza ujawniła "Gazeta Polska Codziennie", przez co próbowano umniejszyć znaczenie nowych ustaleń.
JAK ZGINĘLI?
Jeden z argumentów tych, którzy nie chcieli mówić o naszych ustaleniach, brzmiał tak: ekshumacje nie pozwoliłyby stwierdzić, od jakiego rodzaju uderzenia zginęła para prezydencka. Rzekomo nie da się bowiem stwierdzić, zwłaszcza po tylu latach, czy obrażenia ofiar wskazują na uderzenie samolotu o ziemię w pozycji normalnej lub odwróconej.
Nie jest to prawda, o czym świadczą choćby wyniki ekshumacji gen. Władysława Sikorskiego, przeprowadzonej aż kilkadziesiąt lat po jego śmierci. Biegli potrafili ustalić wówczas, że generał doznał urazów czaszki, miał połamane żebra, pęknięte udo i stopę, złamaną ręka w łokciu i poważny uraz kręgosłupa lędźwiowego. Co więcej - jak informował badający zwłoki Sikorskiego prof. Andrzej Urbanik - wszystkie obrażenia były po prawej stronie, tylko czaszka została uszkodzona po stronie lewej. W wyniku tych badań można było więc wywnioskować, jaki rodzaj sił i z której strony oddziaływał na ciało ofiary.
Faktem jest, że "GPC" podała informację o wynikach badań bez żadnych detali. Ale było to spowodowane tylko i wyłącznie prośbami źródła naszych informacji. Więcej szczegółów na temat rezultatów sekcji pojawi się w najbliższym czasie.
LĄDOWANIE NA KOŁACH A WERSJA PODKOMISJI
Niezależni eksperci, smoleński zespół parlamentarny, a teraz nowa podkomisja smoleńska przychylają się do hipotezy, że Tu-154 został zniszczony przez wybuch w powietrzu. Jak więc w obliczu tej wersji interpretować wyniki sekcji zwłok pary prezydenckiej?
Otóż podane przez nas wnioski biegłych nie dotyczą "lądowania na kołach", lecz uderzenia w ziemię kołami. I to nie całego samolotu, lecz tej jego części, w której znajdowali się Maria i Lech Kaczyńscy. Nie ma więc tutaj żadnej sprzeczności.
CO MÓWIĄ ZDJĘCIA?
Dziennikarz RMF FM po ukazaniu się artykułu w "GPC" ironizował na Twitterze: "Oczywiście, że samolot uderzył w ziemię kołami. Przecież po czymś takim koła zawsze są nietknięte i sterczą w górę na samym wierzchu". I dodawał: "Koła, którymi samolot uderzył w ziemię były też na tyle schludne, że zaraz potem starannie obmyły się z błota". Przy tych wpisach zamieszczał fotografie z miejsca katastrofy, pokazujące części samolotu z czystymi kołami na wierzchu.
Argumenty Skorego nie są jednak wiele warte.
Po pierwsze: dziennikarz RMF FM udaje, że nie wie, iż miejsce katastrofy było przez Rosjan manipulowane. Tymczasem na miejscu katastrofy, w ciągu kilku dni po tragedii, dokonywano wielu manipulacji. Najbardziej uderzające było przesunięcie lewego statecznika samolotu o 50 m w kierunku centrum miejsca katastrofy, widoczne przy porównaniu zdjęć z 11 i 12 kwietnia 2010 r. W raporcie MAK pozycję statecznika określono według miejsca, w którym znalazł się... już po przeniesieniu. Poza statecznikiem miejsce położenia zmieniło przynajmniej 7 innych fragmentów samolotu.
Ważniejszy jest jednak inny fakt. Otóż - jak zauważyli już jakiś czas temu eksperci smoleńskiego zespołu parlamentarnego - szczątki widoczne na ziemi w zakresie części od kokpitu do skrzydeł leżą w pozycji prawidłowej, podłogą do ziemi, a koła podkokpitowe wręcz stoją na ziemi. A Lech i Maria Kaczyńscy znajdowali się przecież w przedniej części Tu-154. Odwrócone są jedynie części od skrzydeł do ogona - i to właśnie zdjęcia tych elementów pokazywał Skory. Taka pozycja szczątków wskazuje raczej na rozpad w powietrzu niż na uderzenie w pozycji odwróconej.
Wreszcie: nawet niektóre części wraku z kołami na wierzchu były zabłocone. Widać to ewidentnie choćby na tym zdjęciu agencji Reuters.
WERSJA "GPC"
Według oficjalnej wersji tupolew w ostatniej fazie lotu miał uderzyć skrzydłem w brzozę, w wyniku czego stracił jego fragment, a następnie miał wykonać na wysokości kilku metrów beczkę i uderzyć w pozycji do góry kołami w ziemię. Pierwszą mocną przesłanką, że teza ta jest nieprawdziwa, jest film, do którego kilka tygodni temu dotarł tygodnik „Gazeta Polska”. Na nagraniu prezydent Władimir Putin opowiada premierowi Donaldowi Tuskowi, jak doszło do katastrofy w Smoleńsku. „Pas startowy [...] a samolot szedł tam stamtąd, niemniej pomyłka była dość duża. Uważam, jeżeli on tak gwałtownie [...] wylądować i w porę zauważył, że myli się [...] wysokość trochę większa [...] odszedłby, ale [...] nie mógł zauważyć [...] nie mógł odejść [...]” – mówił na nagraniu Putin. A ówczesny minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu dodawał: „Pierwsze uderzenie z ziemią odbyło się 200 m stąd, a ponieważ podwozie już było wypuszczone, on przewrócił się”. Żaden z nagranych przez operatorów TVP rosyjskich polityków nie wspomina o tym, że samolot uderzył w ziemię górną częścią kadłuba.
Podobne relacje składali również naoczni świadkowie, do których dotarła Anita Gargas podczas pracy nad filmem „Anatomia upadku”. Przykładem jest tu Nikołaj Szewczenko - kierowca, który prowadząc autobus jadący z Pieczerska do Smoleńska, widział ostatnie sekundy przelatującego nad drogą Tu-154. Jechał, jak mówił, ulicą Kutuzowa, kiedy usłyszał ryk silników samolotu. Wówczas gwałtownie zahamował i obserwował zdarzenie przez okno autobusu. – Usłyszałem samolot, zobaczyłem iskry z samolotu, idzie bardzo nisko, kołami w dół – stwierdził w „Anatomii upadku”. Szewczenko podkreślił, że tupolew przeleciał nad ulicą w Smoleńsku w pozycji normalnej, a nie odwróconej kołami w górę.
– Nad drogą w jakim leciał położeniu? – pytała kierowcę Anita Gargas. Nikołaj Szewczenko: – W położeniu brzuchem w dół, zrozumieliście mnie? Kołami w dół, tak jak się idzie do lądowania. – Nad drogą? – upewnia się reżyserka. – Tak, nad drogą – potwierdza Szewczenko.