Europoseł Czarnecki nie owija w bawełnę. Sędzia Iwulski na stanowisku prezesa SN to "chichot historii"
Gośćmi red. Tomasza Sakiewicza w programie "Polityczna Kawa" byli europoseł Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Bogusław Liberadzki oraz publicysta, historyk Tadeusz Płużański. – W interesie Niemiec jest to żeby nie mówić o niemieckich obozach koncentracyjnych, tylko sprawę rozmywać. Nadrabiamy kilkadziesiąt lat zaległości. Po raz pierwszy zwrot "polski obóz śmierci" pojawił się w 1950 roku, w Niemczech – mówił Czarnecki.
Prezydent Andrzej Duda wskazał w środę sędziego Józefa Iwulskiego, jako pełniącego obowiązki pierwszego prezesa SN. Według ustaleń portalu niezalezna.pl, w 1982 roku skazał on działaczy opozycji niepodległościowej. Europoseł Czarnecki nie kryje zdziwienia.
.@r_czarnecki: Funkcjonujący w Polsce wymiar niesprawiedliwości należy zamienić na wymiar sprawiedliwości. SN to przez lata było państwo w państwie. Obecna kandydatura to chichot historii. Dziwi mnie, że nie ma żadnych narzędzi kontrolnych#wiemlepiej #Iwulski @TomaszSakiewicz
— Telewizja Republika (@RepublikaTV) 8 lipca 2018
Podczas debaty w Parlamencie Europejskim, obecny był też premier Polski Mateusz Morawiecki. W swoim wystąpieniu nie stronił od poruszenia kwestii związanej z reformą sądownictwa. Wskazał wówczas, że co najmniej kilku sędziów wciąż ma niechlubne karty przeszłości. Historyk Tadeusz Płużański wskazuje jednak, że liczba może okazać się wyższa. Zwrócił jednak uwagę, że nie ilość jest ważna, a jakość. "To problem systemowy" – mówił publicysta.
#Płużański: Takich sędziów jest, w skali kraju, dziesiątki, może setki. To przypadek godny potępienia. Polska nie dokonała dekomunizacji po 1989 roku#wiemlepiej #Iwulski @TomaszSakiewicz @RepublikaTV
— Telewizja Republika (@RepublikaTV) 8 lipca 2018
.@r_czarnecki: Deklaracja premierów Polski i Izraela będzie instrumentem obrony dobrego imienia Polski, nie tylko dziś, ale też po naszej śmierci. Totalna opozycja zaatakowała, ze to ustępstwo polskiego rządu. Okazało się, że premier Netanjahu jest pod wielkim ostrzałem
— Telewizja Republika (@RepublikaTV) 8 lipca 2018
Deklaracja premierów Polski i Izraela
"Nie zgadzamy się na działania polegające na przypisywaniu Polsce lub całemu narodowi polskiemu winy za okrucieństwa popełnione przez nazistów i ich kolaborantów z różnych krajów" - brzmi fragment wspólnej deklaracji premierów Polski i Izraela. Dokument został podpisany w środę po tym, jak przez polski parlament przyjęta została nowelizacja ustawy o IPN.
– Deklaracja premierów Polski i Izraela będzie instrumentem obrony dobrego imienia Polski, nie tylko dziś, ale też po naszej śmierci. Totalna opozycja zaatakowała, ze to ustępstwo polskiego rządu. Okazało się, że premier Netanjahu jest pod wielkim ostrzałem – tłumaczył Czarnecki. – W interesie Niemiec jest to żeby nie mówić o niemieckich obozach koncentracyjnych, tylko sprawę rozmywać. Nadrabiamy kilkadziesiąt lat zaległości. Po raz pierwszy zwrot "polski obóz śmierci" pojawił się w 1950 roku, w Niemczech – mówił dodał.
– Rząd polski jest na pewno stabilniejszy niż izraelski. Izraelskie media krytykują tę deklarację. Dość powiedzieć, że podczas pielgrzymki do Yad Vasheem, złapaliśmy ich na bezczelnym kłamstwie. Napisano wówczas, że polska granatowa policja pilnowała sytuacji w łódzkim getcie. Ówczesny minister Jan Dziedziczak poniósł konsekwencje tego zdemaskowania – podsumował Płużański.