Tydzień rządów Zjednoczonej Prawicy wystarczył, żeby „elity” oznajmiły koniec demokracji. Co zatem będzie za miesiąc albo kwartał? Wiele wskazuje na to, że to będzie koniec świata. Ich świata.
Mleczarze jeszcze nie zdążyli zapukać do wszystkich szaro-burych polityków i biznesmenów, Tomasz Lis i inni świeżo-niepokorni dziennikarze jeszcze nie są internowani, ani nikt nie ograniczył im dostępu do prasy, ale już wiadomo, że państwo prawa w Polsce się skończyło, a demokracji trzeba bronić. Na razie na Facebooku poprzez zbieranie lajków, ale zgodnie z zapowiedziami już za chwilę udręczony lud Sowy i przyjaciół wyjdzie na ulice (do kryterium ulicznego już na Twitterze wzywał Lis), by tam protestować przeciwko odebraniu im ośmiorniczek, możliwości kręcenia lodów i wspierania kumpli, które to „wartości” od dawna nazywano w Polsce demokracją. A jak nie wyjdzie to tylko dlatego, że zniewolą go klerykalni politycy, którzy bezczelnie chcą odebrać ludziom kultury prawo do pornografii w teatrze za publiczne pieniądze.
Jednym słowem dramat. Nic tylko powoływać Komitet Obrony Demokracji. Przed czym? Ano panowie przed wynikiem wyborów. Demokracja jest bowiem wtedy gdy wygrywa właściwa partia, gdy zaś wygrywa ta, która nie podoba się „elitom” wówczas mamy do czynienia z zagrożeniem demokracji, a czasem z jej końcem. Wynik wyborczy nie może być bowiem kryterium prawdziwej demokracji, tą jest bowiem zgodność z poglądami Adama Michnika, Janusza Palikota i innych tuzów prawdziwej demokracji. Jeśli zaś ludzie wybiorą niewłaściwie, nie sprawdzą się jako wyborcy trzeba możliwie szybko zacząć histeryzować. A że poza histerią niewiele już „elitom” zostało (zbieranie lajków na Facebooku trudno uznać za tworzenie historii czy działalność polityczną), to od razu ta ostatnia przybiera poziom absurdalny. I tak po kilku zaledwie dniach rządów innej niż dotychczasowa partia słyszymy o końcu demokracji i państwa prawa. A zwolennicy poprzedniej władzy zaczynają przypinać sobie oporniki. Jednym słowem obciach i żenada. Pytanie tylko, co będzie za miesiąc albo dwa. Czy wtedy obrońcy demokracji przed demokratycznym wynikiem wyborów oznajmią koniec świata? Czy może ogłoszą kolejny sukces, gdy ich wspaniały profil Facebookowy przekroczy pięćdziesiąt/sto tysięcy tysięcy lajków?
Niezależnie od tego, co się jednak stanie, PiS powinien robić swoje. Medialny szum na razie wyłącznie rządowi pomaga, a absurdalność zarzutów o końcu demokracji jest na tyle wysoka, że każdy ją dostrzega. Jeśli coś martwi, to co najwyżej fakt, że gdy Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście popełni jakieś błędy, to bardzo trudno będzie się z tą informacją przebić. Poziom absurdu będzie już bowiem dawno przekroczony, a język zdewaluowany. I tym naprawdę można i trzeba się martwić.
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Zapewniali, że jak wygra Trump, wyjadą z USA. Czy amerykańscy celebryci spełnią teraz swoje zapowiedzi?