"Dziennikarski poker". Przydacz: Apelujemy do władz w Mińsku o rozsądek
W programie „Dziennikarski poker” gościem redaktora Tomasza Sakiewicza był dziś wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. Oprócz rozmowy na temat sytuacji na Białorusi, polityk zabrał głos w sprawie dzisiejszej rezygnacji Łukasza Szumowskiego z funkcji ministra zdrowia.
– Chciałbym podziękować ministrowi Szumowskiemu za bardzo dobrą współpracę także przy okazji wspólnych działań związanych z pandemią koronawirusa. Obserwowałem wówczas pracę i działania pana ministra i naprawdę chapeau bas za determinację, działania, dzięki którym przeszliśmy suchą nogą przez ten trudny okres. Wczoraj zrezygnował także wiceminister Janusz Cieszyński, który był podporą Ministerstwa Zdrowia, dziś dymisja wiceminister cyfryzacji, pani Wandy Buk - podkreślił na początek Przydacz.
- Czy w tle decyzji ministra Cieszyńskiego i minister Buk mogą być decyzje o niepodwyższeniu pensji politykom? - zapytał prowadzący.
– Trudno mi spekulować. Jednak z całą pewnością zarówno minister Cieszyński, jak i minister Buk to specjaliści w swoich dziedzinach, z bardzo dobrym wykształceniem, fantastyczni managerowie i z perspektywy rządu szkoda, że już ich nie ma - podkreślił wiceszef MSZ.
– Trudno spekulować, nie znam przyczyn ich decyzji, mogę im tylko serdecznie podziękować za współpracę - dodał Marcin Przydacz.
Później gość Telewizji Republika przeszedł już do tematu Białorusi.
- Władze w Mińsku stosują taką rozgrywkę psychologiczną wobec społeczeństwa, korzystając z elementu strachu, jakim jest "wróg zewnętrzny", "wichrzyciele", ruchy wojsk, wszyscy dybią na Białoruś. Oczywiście nic takiego nie ma miejsca, natomiast to ma usprawiedliwić jakieś późniejsze ewentualne działania władz w Mińsku - podkreślił.
– Apelujemy do władz w Mińsku o zdrowy rozsądek, deeskalację tej sytuacji. Z perspektywy Polski nie ma absolutnie żadnych podstaw do obaw o bezpieczeństwo. Dziś jeszcze pan prezydent odbył rozmowę z sekretarzem generalnym NATO, podczas tej rozmowy padło potwierdzenie i zapewnienie wspólnej, kolektywnej obrony, odstraszania, art. 5. Nie ma czego się obawiać. Możemy natomiast obawiać się tego, co może urażona duma zranionego władcy - ocenił podsekretarz stanu w MSZ.
– Mam wrażenie, że tak właśnie pan prezydent Łukaszenka to postrzega. Zupełnie inaczej traktował przecież protesty, na których byli młodzi ludzie, których mógł obśmiać, uznać, że chodzą na pasku zachodnich imperialistów. Inaczej w przypadku, gdy miński zakład traktorów, struktury robotnicze, sól ziemi, na której zawsze opierał swoją władzę, domagają się, aby ustąpił z urzędu - wskazał.
– Myślę, że jest to dla Łukaszenki zaskoczenie. Stąd takie dziwne ruchy i chęć wywołania przekonania o agresorze zewnętrznym, wpływie zewnętrznym, bo przecież nie może to być wina władz w Mińsku, tylko „wichrzycieli z Zachodu” - dodał Przydacz.
– Większość protestujących na dzień dzisiejszy chce pozostać w swoim kraju, myśli o nim przyszłościowo, chce dokonać zmian wedle swojego pomysłu. Mają do tego absolutne prawo, to jest ich państwo, nam nic do tego. W sytuacji, gdyby te osoby były poszkodowane, my powinniśmy jednak wyciągnąć do nich tę dobrosąsiedzką pomocną dłoń - podkreślił wiceminister.
- Putin traci Białoruś? - zapytał red. Sakiewicz.
– Społeczeństwo białoruskie, bardzo doświadczone przez historię, tam substrat etniczny mocno się zmieniał, było przede wszystkim poddawane sowieckiej propagandzie przez wiele lat, a już za czasów obecnego prezydenta – kolejnej, antyzachodniej, prorosyjskiej - wskazał rozmówca.
– Przestrzegałbym zatem przed nadzieją, że Białoruś chce iść w kierunku zachodnim, w któryn jest obecnie Ukraina. Tam również ten proces trwał zresztą bardzo długo. Pewne rzeczy są tak głęboko wdrukowane w głowy ludzi, że to długi proces, aby się odedukować - dodał.
– Z całą pewnością posiadanie jakiejkolwiek perspektywy i zobaczenie innej rzeczywistości wpływa na zmianę mentalności. Dlatego młode pokolenie na pewno jest mniej prorosyjskie niż to starsze, wychowane jeszcze w czasach sowieckich. Przestrzegałbym jednak przed takim hurraoptymizmem, że społeczeństwo białoruskie zmieniło się z dnia na dzień - ocenił.
– Owszem, Białorusini nie chcą władzy Łukaszenki, co widzimy po protestach. Tym niemniej debata dotycząca przyszłości tego państwa nie została jeszcze przeprowadzona. Mam nadzieję, że wkrótce to sami Białorusini będą decydować o tym, jak ma wyglądać ich państwo - wskazał gość redaktora Tomasza Sakiewicza.