Pacjenci z COVID-19 za późno zgłaszają się do szpitala - ocenił prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski, upatrując w tym jednej z przyczyn obecnej liczby zgonów z powodu tej choroby. Lekarz wskazywał również na brak badań pod kątem nowych odmian wirusa.
W rozmowie z dr Michał Sutkowski wskazał na trzy główne obszary, od których zależy obecnie liczba zgonów związanych z COVID-19. Pierwszym z nich jest, jego zdaniem, "ogromne przeciążenie" systemu opieki zdrowotnej.
- On nie jest przebity jak balon, ale jest poraniony, pokaleczony. Przez ostatni rok toczył dramatyczną walkę z pandemią, zwłaszcza przez ostatnie trzy miesiące - wskazał.
Kolejnym z problemów jest późne zgłaszanie się pacjentów do lekarza.
- Pacjenci zgłaszają się w drugim tygodniu, zazwyczaj pod koniec, trafiają do szpitala i już ich nie uratujemy. Jak ktoś się za późno zgłosi do lekarza, to nie trzeba mieć koronawirusa, można mieć zawał albo udar i pacjenta się nie uratuje - mówił.
Podkreślał przy tym, że każda infekcja zaczyna się w "błahy sposób", co nie oznacza, że nie będzie mieć poważnych konsekwencji.
Sutkowski podkreślił, że pojawiają się coraz to nowsze odmiany wirusa, a Polska, prawdopodobnie ze względu na ograniczenia finansowe, nie robi badań w tym zakresie lub robi je, ale na nieporównywalnie mniejszą skalę niż np. Brytyjczycy.
Lekarz po raz kolejny wskazywał też na "rozprężenie" oraz "lekceważenie przepisów".
- Tak, jakbyśmy my mogli sami oceniać, kiedy można zdjąć maskę, kiedy otworzyć sklep - dodał.
Jak mówił, wykazywana obecnie liczba zakażeń i zgonów to wciąż pokłosie okresu poświątecznego oraz noworocznego.
- Właśnie mniej więcej po 14-16 dniach od zakażenia przyrasta liczba zgonów - powiedział