– Policja interweniowała w mieszkaniu opisywanym przez "Wprost" 16 stycznia. Jednak, co zastanawiające, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegające na posiadaniu nielegalnych substancji odurzających zostało złożone blisko po miesiącu, 13 lutego – poinformował w rozmowie z reporterem TV Republika rzecznik Komendy Stołecznej Policji Mariusz Mrożek.
Tygodnik "Wprost" pisze o powiązaniach Kamila Durczoka z jednym z mieszkań na warszawskim Mokotowie. Chodzi o historię właściciela apartamentu, który próbując uzysjać zaległe opłaty za mieszkanie od swojej lokatorki - jednej z pracownic branży PR - znalazł w swoim mieszkaniu dziennikarza TVN. Ten zaś miał zabarykadować się i w mieszkaniu i nie wpuszczać właściciela. Szefa „Faktów” - ubranego w podwójny kaptur - spisał na miejscu patrol policji, co potwierdził rzecznik Komendy Głównej Policji.
W mieszkaniu - wedle relacji tygodnika - znaleziono rzeczy Durczoka, a wśród nich list z Urzędu Skarbowego, odręczne notatki dotyczące swojego programu oraz dokumenty. Jak twierdzi tygodnik, rzeczy Durczoka miały być wymieszane z białym proszkiem, erotycznymi gadżetami i zoofilskim filmem wideo.
Wciąż nie wiadomo, czy znaleziony biały proszek to narkotyki. Rzecznik Stołecznej Policji potwierdził w rozmowie z reporterem TV Republika, że policja faktycznie interweniowała w mieszkaniu opisywanym przez "Wprost" i było to 16 stycznia. – Jednak, co zastanawiające, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegające na posiadaniu nielegalnych substancji odurzających zostało złożone blisko po miesiącu, 13 lutego – mówił Mrożek.
– Policja rozpoczęła postępowanie "w sprawie" to znaczy badamy, czy na zabezpieczonych materiałach znajdują się ślady zakazanych w Polsce substancji – dodał.
Na niedociągnięcia w tekście "Wprost" zwrócił uwagę w porannym programie TV Republika "Chłodne oko".
– Jak się wczytałem w ten artykuł pojawiły się we mnie pewnego rodzaj wątpliwości – przyznał dziennikarz. – Gdybym był obrońcą Durczoka podniósłbym wątpliwość, że od opuszczenia mieszkania przez dziennikarza do udostępnienia do dziennikarzom minęły dwa tygodnie – wskazywał. – Choć jego zachowanie 16 stycznia pokazuje, że miał coś do ukrycia – dodał. – Przed ferowaniem ostatecznych ocen troszeczkę bym się wstrzymał – skwitował.
CZYTAJ TAKŻE: