– Nie ma jednego organu, który sprawowałby nadzór nad służbami, to zawsze jest przepychanka polityczna. Nie mamy takiego organu, który miałby sprawdzać, do którego moglibyśmy iść ze skargą, który miałby techników. Sąd może zawezwać tego funkcjonariusza, on mu tłumaczy i tyle, na tym się kończy – powiedział Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar w kontekście ujawnionych informacji o inwigilacji dziennikarzy Strefy Wolnego Słowa przez służby specjalne za rządów PO-PSL.
Gościem programu "W Punkt" był Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który odniósł się do informacji o inwigilacji dziennikarzy Strefy Wolnego Słowa przez służby specjalne za rządów PO-PSL, a także wyników audytu zaprezentowanego przez ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego.
"GPC": Kontrwywiad wojskowy inwigilował spółki i dziennikarzy Strefy Wolnego Słowa
Brak nadzoru nad służbami?
Bodnar zaznaczył, że zwrócił się już do odpowiednich ministrów z prośbą o przekazanie informacji. Jak dodał, to obowiązek RPO i zamierza zająć się tą sprawą oraz wyjaśnić, jakie były błędy, czy nadużycia. Jego zdaniem, jeśli chodzi kwestię billingów, to problem jest nierozwiązany od wielu lat, ponieważ można je sprawdzać w niezwykle łatwy sposób i nie podlega to żadnej kontroli, co nie zmienił tego nawet wyrok TK. – Ostatnia nowelizacja ustawy o Policji jest pewną próbą zmiany, bo wprowadza się element sprawozdawczości, jeśli chodzi o liczbę i kwalifikację prawną, ale nie wiadomo, na czym miałaby polegać kontrola ze strony sądu. Jeśli mówimy o kondycji demokracji, to uważam, że jest błąd fundamentalny. Nie ma jednego organu, który sprawowałby nadzór nad służbami, to zawsze jest przepychanka polityczna – ocenił.
RPO powiedział również, że Polska nie ma jednej instytucji odpowiedzialnej za kontrolę służb specjalnych, tak jak ma na przykład Wielka Brytania, w której obywatel ma możliwość złożenia skargi indywidualnej.
"Za poglądy nikogo nie można sprawdzać"
Bodnar ocenił także, że z punktu widzenia praw człowieka, dziennikarze nie mogą być przedmiotem inwigilacji. Jak dodał, mogą się oni przypadkowo zaplątać w sprawdzanie, ale jeśli wiadomo, że kierunek idzie do określonej redakcji, to jest to niedopuszczalne z punktu widzenia państwa prawa. – Jeśli rozpracowujemy jakąś grupę, to jest to tez niedopuszczalne, bo za poglądy nikogo nie można sprawdzać. Chyba, ze mówimy o grupach zagrażających bezpieczeństwu – stwierdził.
"Sprawdzanie billingów dziennikarza, to naruszenie dóbr osobistych"
RPO podkreślił, że w kontekście ujawnionych informacji, to m.in. prokuratura powinna wyjaśnić sprawę, ponieważ ma ku temu narzędzia. Jego zdaniem, druga droga, to sąd cywilny. – Jest jedna sprawa sądowa, która pokazuje, że sprawdzanie billingów dziennikarza, to naruszenie dóbr osobistych. W ten sposób służby mogą się dowiedzieć, kto jest informatorem. To sprawa Bogdana Wróblewskiego przeciwko CBA. Sądy cywilne mają pewną wartość – powiedział.
RPO ocenił również, że trzecia kwestia, to sejmowa komisja ds. służb specjalnych, gdzie powinno poruszać się tego typu zagadnienia. Bodnar przypomniał, że także NIK zajmuje się takimi tematami.
Dane billingowe sprzedaje się na mieście? "Było kilkanaście postępowań karnych"
Bodnar podkreślił, że w obecnej rzeczywistości technologie stwarzają tak wielką pokusę, żeby sprawdzać ludzi, że nawet najlepsze procedury nie uchronią od inwigilacji. – Prowadzę korespondencję z Komendą Główną Policji nt przecieków danych billingowych, które sprzedaje się czasem na mieście. Było kilkanaście postępowań karnych przeciwko funkcjonariuszom. Nowe technologie są świetne z perspektywy zagrożenia, ale są bardzo niebezpieczną zabawką, jeśli trafią w ręce osób nieodpowiedzialnych – ocenił.