OPINIA | Co Lis ma na sumieniu, że boi się zemsty Kaczyńskiego? – to pytanie oczywiście retoryczne, bo od kiedy naczelny "Newsweeka" wyczuł, że władza Prawa i Sprawiedliwości staje się coraz bardziej realna, zrozumiał, że pali mu się grunt pod nogami i wszelkimi możliwymi sposobami - często niemoralnymi i uwłaczającymi zawodowi dziennikarza - próbował zaklinać rzeczywistość. Dziś mówi, że "Panu Kaczyńskiemu nie wierzy" i wie, że zemsta będzie.
– Zemsta będzie – mówił na antenie TOK FM Tomasz Lis, który dzielił się ze słuchaczami swoją niewiarą w Jarosława Kaczyńskiego. – Sama deklaracja Kaczyńskiego wydaje mi się dziwna. Bo jak w Niemczech wygrywa CDU czy w Anglii konserwatyści, to nie ma w ogóle takiego tematu. Sam fakt, że Kaczyński odczuwa potrzebę składania takiej deklaracji, świadczy o pewnej atmosferze, którą w ogromnym stopniu wykreował on sam – mówił Lis.
Przyznam, że to ciekawe uczucie: słuchać Tomasza Lisa, który mówi, że to Jarosław Kaczyński wykreował atmosferę zemsty, mając przed oczami te wszystkie artykuły, kiedy mówił o niemal żądnym krwi Kaczyńskim...
Mówiąc o zemście Tomasz Lis zapewne chce mieć jakieś wytłumaczenie dla ewentualnego zwolnienia z TVP. Oto będzie on: pierwsza ofiara rządów Kaczyńskiego, opresyjnej i niedemokratycznej IV RP.
Pytanie tylko, kto wstawi się za taką "ofiarą", bo to, że stał się partyjnym aparatczykiem dostrzegają także jego sympatycy (teraz już raczej byli sympatycy). Jeśli faktycznie Lis wyleci z TVP, to spójrzmy prawdzie w oczy - nie będzie to efekt żadnej zemsty, a rzetelna ocena jego pracy, którą zarząd telewizji publicznej powinien dokonać już dawno.
Trzeba przyznać, że jednak dzielnie walczył o interesy Platformy Obywatelskiej, więc być może jakoś się odwdzięczą? Stanowisko rzecznika partii dla bezrobotnego Lisa powinno się chyba znaleźć...