Ciąg dalszy procesu aresztowanych dziennikarzy [relacja]
Przed stołecznym sądem zakończyła się rozprawa dziennikarza Telewizji Republika Jana Pawlickiego i fotoreportera PAP Tomasza Gzella, zatrzymanych przez policję w miniony czwartek podczas relacjonowania protestu w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej. Następna rozprawa odbędzie się 5 grudnia.
14.50
O 13:30, 5.XII zeznawać będą: Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta oraz @MartaJezewska i @tterlikowski #PKW na dziś koniec:)
— Jan Pawlicki (@Jan_Pawlicki) listopad 26, 2014
14.47
5 grudnia o 12:00 w naszej sprawie będzie zeznawał Kazimierz Czaplicki z #PKW
— Jan Pawlicki (@Jan_Pawlicki) listopad 26, 2014
14.45
Świadkowie cokolwiek przypadkowi. Większość w ogóle nie widziała naszego zatrzymania w #PKW.
— Jan Pawlicki (@Jan_Pawlicki) listopad 26, 2014
14.30.
Policjant: dziennikarze wychodzili z sali jeszcze po zatrzymaniu oskarżonych. Niektórzy nawet dostali pozwolenie, by wrócić po sprzęt. #PKW
— Jan Pawlicki (@Jan_Pawlicki) listopad 26, 2014
14.22
Funkcjonariusz Dąbrowski, który do PKW został wezwany, by nagrywać zajście i akcję policji, opisuje następujący przebieg zdarzeń: "ktoś" wygłosił komunikat wzywający do opuszczenia budynku, potem podobny komunikat wygłosiła policja, następnie policjanci weszli do sali konferencyjnej PKW i wyprowadzili osoby okupujące to pomieszczenie. Następnie zatrzymano dwóch dziennikarzy. Po ich zatrzymaniu pozostali dziennikarze, którzy byli w sali konferencyjnej PKW, opuścili ją. Dostali nawet pozwolenie, by wrócić się po sprzęt.
Na pytanie sądu, dlaczego zatrzymano Gzella i Pawlickiego, a nie zatrzymano pozostałych osób przebywających w sali, Dąborwski odpowiedział: "Nie wiem".
14.10
Zeznaje Jacek Dąbrowski, policjant.
14.07
Na świadka powołany został Piotr Żarłok, kolejny ochroniarz z PKW.
"Byłem na samym dole przy drzwiach przy wejściu A do PKW. Nie znam oskarżonych. Nie widziałem momentu wyprowadzania z sali konferencyjnej i z PKW oskarżonych przez policjantów".
13.56
Również ochroniarz z PKW potwierdza, iż wiedział, że Pawlicki i Gzell nie okupowali siedziby PKW, a jedynie jako dziennikarze relacjonowali zajście.
13.53
Policjant mówi sądowi, że obecni w PKW dziennikarze mieli identyfikatory i wyraźnie i głośno deklarowali, że są przedstawicielami mediów.
13.49
Skwarek: Rejestrowałem kamerą twarze osób wychodzących z PKW, a nie będących dziennikarzami".
Policja przyznaje się, że rozróżniała, kto był kim w PKW.
13.46
Na świadka powołany zostaje Grzegorz Skwarek, policjant, który rejestrował akcję policji w PKW.
13.40
Zeznaje ochroniarz z Kancelarii Prezydenta RP:
"PKW nie ma swojej ochrony. Pilnujemy, by dziennikarze nie chodzili po całym budynku kancelarii"
13.18
Na świadka powołany zostaje funkcjonariusz policji Paweł Kucek, który w dniu zatrzymania Pawlickiego i Gzella był łącznikiem między administratorem budynku (Kancelarią prezydenta RP), a swoimi przełożonymi.
– Nie widziałem zatrzymania dziennikarzy – mówi sądowi policjant.
Fakt, że pierwszy powołany świadek mówi, że nie widział zdarzenia, wywołuje śmiech wśród zebranych na sali rozpraw.
13.12
Kończąc swoje zeznania Komornicki powiedział: "Współczuję oskarżonym"
Mecenas Kucharski prosi sąd o zaprotokołowanie tej uwagi.
13.06
Obrońca fotoreportera Polskiej Agencji Prasowej Tomasza Gzella zwraca się do Komornickiego: "Czy mój klient miał przy sobie kastet, gaz paraliżujący albo aparat fotograficzny?"
To w nawiązaniu do stwierdzeń, że wydanie komunikatu o opuszczeniu siedziby PKW miało związek z kwestiami bezpieczeństwa.
Szefa ochrony prezydenta pytanie to wyraźnie zdenerwowało.
12.53
– Przerwałem zeznania do protokołu policyjnego, by na żądanie mojego przełożonego (Jacka Michałowskiego) wygłosić komunikat – zeznaje Komornicki.
12.51
Wg. Komornickiego policja miała problem z odróżnieniem, kto z przebywających w PKW był przedstawicielem mediów.
Przypominamy, że podczas zatrzymania Pawlicki okazał funkcjonariuszom legitymację prasową
12.39
– Nie żądałem zatrzymania osób, wobec których policja podjęła później interwencję – mówi sądowi Komornicki
– Wygłoszony komunikat (wezwanie do opuszczenia siedziby PKW, przyp.red.) podlegał pełnej konsultacji z funkcjonariuszami policji. Tezy, które mają paść w tym komunikacie, zostały mi podane przez funkcjonariuszy policji, bo uzyskałem od nich informację, że taką informację podaje się do nielegalnie zgromadzonych – wyjaśnia szef ochrony Kancelarii Prezydenta RP.
12.30
Jan Pawlicki tweetuje z sali rozpraw
Komornicki po raz kolejny zastrzega, że nie pamięta dokładnych godzin poszczególnych zdarzeń w #PKW. Ciekawe.
— Jan Pawlicki (@Jan_Pawlicki) listopad 26, 2014
Komornicki: "po wezwaniu okupujących do opuszczenia #PKW poszedłem do gabinetu. Przebieg interwencji policji znam z mediów" No właśnie.
— Jan Pawlicki (@Jan_Pawlicki) listopad 26, 2014
12.10
Zeznaje Konrad Komornicki, szef ochrony Kancelarii Prezydenta RP.
12.08
Tomasz Gzell wypowiedział pełnomocnictwo swojemu adwokatowi.
12.00
Sąd wznawia rozprawę. Przewodniczący spodziewa się, że rozprawa potrwać może nawet do godz. 16.00.
SPRAWA TOCZY SIĘ PRZED SĄDEM OKRĘGOWY DLA WARSZAWY-ŚRÓDMIEŚCIE
11.49
W miniony czwartek późnym wieczorem policja wyprowadziła z siedziby Państwowej Komisji Wyborczej osoby, które w proteście przeciw nieprawidłowościom przy liczeniu głosów zajęły salę konferencyjną PKW.
Zatrzymanych zostało 12 osób, a wśród nich dziennikarz Telewizji Republika Jan Pawlicki, który nie brał udziału w okupacji siedziby PKW, a jedynie wraz z redakcyjną koleżanką Martą Jeżewską relacjonowali to wydarzenie.
Zatrzymano również fotoreportera Polskiej Agencji Prasowej Tomasza Gzella i dwóch innych przedstawicieli mediów niezależnych.
Przez kilkanaście godzin od zatrzymania nie można było ustalić, dokąd przewieziono fotoreportera PAP i naszego redakcyjnego kolegę, bo policja przekazywała mylące komunikaty.
W ostatni piątek odbyła się pierwsza rozprawa Pawlickiego i Gzella, którzy usłyszeli zarzuty "zakłócania miru domowego". Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do roku. Dziennikarze nie przyznali się do zarzutów. Tłumaczyli sądowi, że w PKW wypełniali swoje obowiązki i prowadzili relację na polecenie swoich przełożonych. Po ich przesłuchaniu sąd odroczył sprawę. Dziś sąd sprawę wznawia.