Z Wojciechem Cejrowskim w sprawie 500 plus nigdy nie było nam po drodze. W tej kwestii mówi on jednym głosem choćby z nowoczesnymi posłami z Nowoczesnej partii, którzy program wspierania rodzin najchętniej by zlikwidowali - pisze Małgorzata Terlikowska.
To już nie pierwszy raz, kiedy Wojciech Cejrowski krytykuje rządowy program wspierania rodzin. W zeszłe wakacje rozpaczał, że nikt nie chce do niego przychodzić do pracy: „Miałem facetów do wycinania trzciny. W tym roku ich nie mam i oni mi uczciwie powiedzieli: "panie, ja mam trójkę dzieci, to ja mam 1000 złotych miesięcznie. Mam reumatyzm, nie będę przychodził do pana". Z lasu Cejrowskiego zniknęli też zbieracze jagód. Wiadomo przecież co robią: „Teraz uczą się siedzieć w domu, zamiast pracować” - mówił w sierpniu zeszłego roku podróżnik.
Wakacje się skończyły, przyszła zima i Cejrowski zostawił 500 plus w spokoju. Może działy się ważniejsze rzeczy, a może odpoczywał po wycinaniu trzciny i zbieraniu leśnych owoców. W końcu jednak nadeszły cieplejsze dni i Cejrowskiemu się przypomniało, jaki to skandal, że w końcu w Polsce mamy prorodzinny program. Program, z którego pieniądze płyną do 2,56 mln rodzin i 3,8 mln dzieci. Program który wiele z nich wyciągnął z biedy (i nie mam tu na myśli wyłącznie rodzin patologicznych, ale takie, które ledwo wiązały koniec z końcem i stawały przed dylematem – kupić dziecku lekarstwo czy mięso na obiad). Ale to się panu Cejrowskiemu nie podoba. No bo jak to? Dawać pieniądze za nic? „Nie można ludziom dawać pieniędzy za nic. Nie dla 500 Plus. Za pracę się płaci” - przekonywał podróżnik w rozmowie z dziennikarzem „Polski the Times”.
„Nie można ludziom dawać pieniędzy za nic!” - mówi Cejrowski. To nic - szanowny Panie – to nasze dzieci, które przyszły na świat w Polsce, których rodzice bardzo ciężko pracują (i zawodowo, i w domu), by wychować je na dobrych obywateli, którzy będą dumni ze swojej Ojczyzny. To nic to codzienny trud, który my rodzice wkładamy w to, by nasze dzieci dobrze wykształcić. Szukamy dla nich dobrych szkół, ciekawych zajęć pozalekcyjnych, uczymy języków, a nie wiem, czy Pan wie, że to wszystko kosztuje. To nic to wysiłek każdego z nas, by przygotować nasze dzieci do dorosłości, do tego, by same chciały mieć dzieci. Pan tak serio uważa Pan, że rodzice tylko leżą brzuchami do góry i nic nie robią, a kasa płynie do nich szerokim strumieniem z budżetu?
Ale to jeszcze nic. Bo Cejrowski rozwija swoją myśl dalej. Skoro za nic pieniędzy dawać nie można, to trzeba wymyślić coś innego. Płaci się za pracę, więc i podróżnik ma pewną propozycję: „Zróbcie prace społeczne, zróbcie projekt budowania autostrad, odśnieżania trawnika, czegokolwiek i płaćcie ludziom za pracę, a nie za to, że się urodziło dziecko” - mówi w „Polsce The Times”. Cóż za wizjonerski pomysł. Chcesz mieć dodatkowe pieniądze na dzieci, bierz łopatę i do roboty. Ile kilometrów autostrad by przybyło, wszystkie trawniki byłyby wysprzątane i odśnieżone. I już nigdy nikt by nie powiedział, że zima zaskoczyła drogowców. Teraz to rodzice wezmą łopaty w dłoń i odśnieżą Polskę od wschodu do zachodu, i od północy do południa. Robota aż będzie się palić w rękach, bo przecież każdy chciałby dodatkowe pieniądze dostać. I taki światły podróżnik z uznaniem pokiwałby głową. Prace te oczywiście trzeba by wykonywać dodatkowo, po swojej etatowej pracy. A co z dziećmi wtedy? Jakimi dziećmi, przecież to „nic”. A w ogóle to i one mogą pomachać łopatą. Na pewno nie zaszkodzi. Inaczej "uczą się siedzieć w domu, zamiast pracować".
Małgorzata Terlikowska