Mam ogromną prośbę do pań feministek. Skończcie z biciem piany i zajmijcie się tym, co jest naprawdę ważne. Na razie walczycie głównie z wymysłami własnej wyobraźni, a nie z realnymi problemami.
Z feministycznych analiz dotyczących kobiet w Polsce wyłania się obraz straszny. Kobiety są gnębione, nieszczęśliwe, zaganiane do kuchni, co rok stawiają się z ogromnym brzuchem na porodówce, żeby w bólach rodzić kolejne dziecko. Do tego władza, choć sama jest kobietą, w Polsce działa przeciwko kobietom. A już naczelną instytucją, która unieszczęśliwia kobiety jest Kościół katolicki z jego anachroniczną wizją tradycyjnej rodziny, w której kobieta ma SIEDZIEĆ w domu i niańczyć dzieci, a mężczyzna ma na ten dom zarabiać. Gdybym opierała się tylko na tym przekazie, faktycznie musiałabym złapać się za głowę i gorzko zapłakać nad losem kobiet.
Tymczasem ten straszny obraz można bardzo łatwo zweryfikować. A hasła, które towarzyszą dzisiejszemu strajkowi kobiet, bardzo łatwo sfalsyfikować. Kobiety protestują dziś „przeciwko zaostrzeniu i tak bardzo ostrego antyaborcyjnego prawa”. A ja się pytam, kto prawo aborcyjne zaostrza? Mam wrażenie, że od 1993 roku w tym temacie nic się nie zmieniło. A każda próba zmiany prawa, tak by chroniło ono życie, ponosiła fiasko. Szafowanie hasłami aborcyjnymi to zwykła feministyczna manipulacja. Nie dajmy się jej.
Organizatorkom strajku kobiet nie podoba się, że antykoncepcja awaryjna jest znów na receptę. I bardzo dobrze, że jest. Bo tu chodzi o zdrowie, a nawet życie kobiety. Szkoda, że ten argument do obrończyń kobiet nie przemawia. Nie podobają im się też skandaliczne wypowiedzi polityków. Naprawdę warto się tym przejmować? Politycy dziś mówią jedno, jutro drugie. Gdybym chciała protestować przeciwko każdej skandalicznej wypowiedzi, to nic innego bym nie robiła, tylko protestowała. Kolejny powód to odejście od standardów opieki okołoporodowej. Jakie odejście, skoro pracę zaczął zespół, który ma nad standardami tymi pracować. Feministki boleją nad brakiem miejsc w żłobkach, nierównymi płacami i rządem, który problemy kobiet tylko i wyłącznie pogłębia. A ja się pytam, czy pognębieniem kobiet jet program 500 plus, dzięki któremu polskie dzieci nie doświadczają ubóstwa na tak szeroką skalę, jak to było jeszcze rok temu? Czy pognębieniem kobiet jest program Maluch plus, dzięki któremu powstanie wiele nowych miejsc w żłobkach? Czy gnębieniem kobiet jest szukanie rozwiązań pomagającym im godzić pracę z wychowywaniem dzieci? Czy w końcu gnębieniem kobiet jest taka zmiana prawa, która ma na celu lepsze egzekwowanie alimentów? Jeśli tak, to oznacza, że panie feministki żyją w jakimś totalnym matriksie.
A już największy matriks dotyczy Kościoła katolickiego. Domyślam się, że panie w nim nie bywają, ewentualnie wpadają na chwilę, żeby ostentacyjnie wyjść, ale opowiadanie, że Kościół lansuję wizję „tzw. tradycyjnej rodziny, w której kobieta ma być w domu, pracować bezpłatnie, nie mieć emerytury i być podporządkowana mężczyźnie, który może ją bić” (to słowa Agaty Diduszko-Zyglewskiej wypowiedziane w Radiu TOK FM), to już gruba przesada. Tak, Kościół stoi na straży rodziny, zachęca kobiety do macierzyństwa, do odkrywania swojego powołania, ale nie promuje przemocy wobec kobiet. Jeśli już ktoś pochyla się nad ofiarami przemocy to właśnie Kościół choćby z domami samotnej matki, w których ofiary przemocy mogą znaleźć schronienie i pomoc. Tego nie widzicie. Nie chcecie zobaczyć ogromnej pracy sióstr zakonnych, księży, wolontariuszy, którzy takim kobietom pomagają. Głosicie kłamstwa, szkalujecie, manipulujecie, i wylewacie swoje antyklerykalne frustracje.
Przykro mi, że jesteście wkurzone i sfrustrowane. Ale chcę powiedzieć, że to nie jest standard. Zdecydowana większość kobiet nie podziela ani tych emocji, ani tych haseł. Szczęśliwe matki, żony, córki nie muszą walić pięściami w ścianę furii, nie muszą tupać i wrzeszczeć, nie muszą sobie malować czarnych znaków na twarzy, bo nie łapią się na te feministyczne kłamstwa. Nie kupują tych manipulacji. Czują się spełnione i kochane. Tak jak i ja czuję się spełniona i kochana. Dlatego nie porzucam dziś domowych obowiązków, tylko jeszcze bardziej się w nie zaangażuję. Z miłości do tych, którzy uszczęśliwiają mnie na co dzień.
Małgorzata Terlikowska