– To była wielka radość. To było coś, czego pragnęliśmy. Mnie rozpierało. Wszyscy się cieszyliśmy, nawet ci, którzy nie brali udziału w tym głosowaniu. Werdykt był jednoznaczny – mówi były opozycjonista, szef warszawskiego klubu "Gazety Polskiej" Adam Borowski w rozmowie z red. Adrianem Stankowskim.
Były to pierwsze częściowo wolne wybory w historii Polski po II wojnie światowej. Przedstawiciele niedemokratycznych władz komunistycznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zagwarantowali rządzącej „koalicji”, obejmującej PZPR i jej satelitów, obsadę co najmniej 299 (65%) miejsc w Sejmie. Pozostałe mandaty poselskie w liczbie 161 (35%) zostały przeznaczone dla kandydatów bezpartyjnych. Walka o te miejsca oraz walka o wszystkie mandaty senatorskie (100) miała charakter otwarty i demokratyczny. Do ubiegania się o nie dopuszczeni zostali również przedstawiciele różnych środowisk opozycji demokratycznej, jednocześnie o te mandaty konkurowali także kandydaci jawnie wspierani lub nieformalnie popierani przez obóz władzy, reprezentanci różnych organizacji społecznych i zawodowych, osoby niezależne. Wybory te zakończyły się zdecydowanym zwycięstwem opozycji solidarnościowej
– To była wielka radość. To było coś, czego pragnęliśmy. Mnie rozpierało. Wszyscy się cieszyliśmy, nawet ci, którzy nie brali udziału w tym głosowaniu. Werdykt był jednoznaczny – rozpoczął Adam Borowski.
– Dokładnie następnego dnia, 5 czerwca, już myślano co zrobić z listą krajową. Nadzorowałem druk plakatów. Radość w biurze na ul. Fredry była tak ogromna… Pamiętam bunt ludzi: "jak można zmieniać zasady wyborów w trakcie ich trwania?!". Byłem bardzo zaangażowany. Wychodziłem z założenia, że zawsze trzeba ten element sprzeciwu wykorzystywać – wspominał dalej.
– Nie jest problemem dzień 4 czerwca, problem leży w tym, co nastąpiło później. Jak treścią wypełniono tą decyzję narodu polskiego wyrażoną w głosowaniu? Bito nas na Placu Trzech Krzyży, kiedy demonstrowaliśmy przeciwko wyborowi gen. Jaruzelskiego na prezydenta. Skatowano nas jak za "najlepszych" bolszewickich czasów – wskazał.
– Dotrzymano umów magdalenkowych. Bezkarność, uwłaszczenie się nomenklatury. Rozkradziono polską gospodarkę! – podsumował Borowski.