– Świat dopiero teraz koncentruje swoją uwagę na agresji rosyjskiej na Ukrainę. Ale tu codziennie giną dziesiątki ludzi, strącane są samoloty i helikoptery, a Ukraińcy są porywani i trzymani w niewoli – mówił Paweł Bobołowicz, który znajduje się w pobliżu miejsca strącenia malezyjskiego Boeinga 777.
– Dochodzą nas smutne wieści z Ługańska, gdzie terroryści ostrzelali kolumnę autobusów z uciekinierami z Doniecka. W miejscu ostrzału na ulicy leżą ciała ludzkie – powiedział korespondent Radia "Wnet".
– Obszar wrakowiska jest pod pełną kontrolą terrorystów. Nie pozwalają władzom Ukrainy na podjęcie śledztwa ws. katastrofy. Na oględziny pozwalają tylko przedstawicielom służb obwodowych ministerstwa ds. kryzysowych. Ale jeżeli tylko te służby znajdą jakieś dowody, dywersanci je konfiskują – relacjonował.
– Są doniesienia, że służby te znalazły już czarne skrzynki zestrzelonego samolotu – dodał.
Jednocześnie trwa absurdalna propaganda ze strony dywersantów. – Na oficjalnej stronie terrorystów" – "rosyjska wiosna" – ich lider Striełkow pisze, że ciała przy wraku zostały podrzucone, że nie było nawet krwi – powiedział Bobołowicz.
Opisywał także reakcje społeczne na słowa kanclerz Angeli Merkel, która stwierdziła, że "nie ma innej drogi zażegnania konfliktyu na Ukrainie niż dialog z Rosją". – Merkel stała się znienawidzonym symbolem podwójnej polityki UE i dwulicowości. Tak znane zdjęcie zrobione podczas finału mundialu, na którym Merkel i Putin się całują, komentowane tu jest zwykle słowami, że nawet Ribbentrop i Mołotow się tak nie ocałowywali – powiedział korespondent.