"Charyzmatyczny malarz Władysław Strzemiński nie godzi się z socrealizmem i pozostaje wierny swojej drodze artystycznej" - to krótki opis najnowszego i zarazem ostatniego dzieła Andrzeja Wajdy pt. "Powidoki". O filmie i działalności reżysera opowiedział Łukasz Adamski, który miał okazję być na pokazie przedpremierowym.
– Możliwe, że krytycy (niestety) odbierają ten film przez pryzmat śmierci Andrzeja Wajdy – odniósł się Adamski do wygłaszanych przez filmoznawców opinii, jakoby "Powidoki" były genialnym dziełem reżysera. – "Powidoki" nie są arcydziełem, to typowy - jak na ostatnie 25 lat kariery - film, który nie równa się z dziełami lat 70' czy 80'.
– To pewnego rodzaju osobisty testament reżysera. Film opowiada o artyście niezłomnym, malarzu Władysławie Strzemińskim, który za czasów PRL-u został zniszczony tylko dlatego, że nie chciał się zgodzić na ustępstwa ze strony komunizmu. Malarz poświęcił całe swoje życie by zachować moralny kręgosłup – stwierdził Adamski dodając, że to samo robił sam Wajda.
Gość Telewizji Republika odniósł się również do osoby samego Andrzeja Wajdy. Jego filmy wg Adamskiego były konstruowane w taki sposób, by móc pokazać je w PRL-u, ale jednocześnie by móc utożsamiać się z głównymi bohaterami – Tak samo jest w przypadku mojego ulubionego filmu "Popiół i diament", w którym wyklęty jest najważniejszym i głównym bohaterem.
– Wajda to jedyny twórca polskiego kina, którego można nazwać twórcom narodowym. Zekranizował największych polskich artystów, pisarzy, malarzy. Dotykał każdego drażliwego tematu dla Polski i Polaków, np. film o wydarzeniach w Katyniu czy podczas Powstania Warszawskiego.
Andrzej Wajda zmarł w niedzielę 9 października. Miał 90 lat.