"Byli członkowie zarządu Grupy Azoty Police prawdopodobnie staną przed sądem. Wniosek w tej sprawie zamierza złożyć obecny zarząd. Chodzi o gigantyczne nieprawidłowości. Poprzednie władze spółki, za rządów Platformy Obywatelskiej, wydały 200 mln zł na kopalnię w Senegalu. Ale nie wydobyto z niej ani grama fosforytów" – informuje dzisiejsza "Gazeta Polska Codziennie".
Decyzje o pociągnięciu do odpowiedzialności byłych członków zarządu Grupy Azoty Police mają zostać podjęte podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy spółki. Przygotowany jest projekt uchwały o dochodzeniu roszczeń na drodze sądowej o naprawienie szkód wyrządzonych przez poprzedni zarząd: Krzysztofa Jałosińskiego, Wojciecha Narucia, Rafała Kuźmiczonka i Annę Podolak. W uzasadnieniu czytamy, że chodzi o senegalską spółkę Afrig, która miała się zajmować poszukiwaniem złóż i wydobyciem fosforytów w Afryce. Ponadto zarząd spółki chce, aby sąd rozstrzygnął, czy były zarząd dopuścił się nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych. Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o zawyżanie zysków spółki o 120 mln zł w sprawozdaniu za rok 2012.
O nieprawidłowościach informował już w listopadzie ub.r. Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty. – Wydaliśmy do tej pory ponad 200 mln zł i nie mamy żadnych fosforytów, które wydobywamy i przywozimy – mówił prezes Wardacki. – Wydobycie z tego słynnego zło- ża Lam Lam zakończyło się w 2014 r. i do końca 2014 r. nic z niego do nas nie trafiło. Udziały w senegalskiej kopalni zostały zakupione w 2013 r. i miał to być złoty interes dla Polic. W praktyce przyniosły spółce straty. Rzeczywistość przez lata była przedstawiana optymistycznie. Prezes Wardacki twierdzi, że do Senegalu przywożono delegacje z ministerstwa, a także dziennikarzy i pokazywano im inne działające kopalnie w Senegalu jako rzekomo należące do Grupy Azoty. Audyt śledczy, który został zlecony przez obecny zarząd, wykazał, że inwestycja w Senegalu była zupełnie nietrafiona. – Mogę jedynie przeprosić inwestorów, że byli wprowadzani w błąd – mówi prezes Wardacki. Ale nieprawidłowości w polickiej spółce było znacznie więcej. Sprawdzono także wydatkowanie z 90 kart kredytowych, z których korzystał były zarząd Polic, a także kadra kierownicza. Przeanalizowano 10 tys. płatności i faktur, następnie sporządzono raport. Okazało się, że za pomocą służbowych kart kredytowych kupiono np. zegarek za 48 tys. zł. Jedna z osób kupowała mnóstwo butów, w tym buty dla dzieci – w jednym miesiącu aż siedem par. Kupowano także klocki lego, płyty DVD. Opłacano także pobyt w spa, drogich zagranicznych restauracjach, a także w klubach z prostytutkami. Niektóre karty miały limit 100 tys. zł miesięcznie. Jedna osoba wydała w ciągu trzech lat 1,2 mln zł.
Cały artykuł Tomasza Duklanowskiego znajduje się w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"