- W niedzielę wykonaliśmy trzy starty śmigłowcem; podczas dwóch z nich wykonaliśmy 24 zrzuty wody po ok. 3 tony każdy — powiedział dowódca polskich strażaków w Turcji mł. bryg. Grzegorz Borowiec z KG PSP. Dodał, że ze względu na bardzo dużą skalę pożarów jest to tylko kropla w morzu potrzeb.
Dowódca polskich strażaków w Turcji mł. bryg. Grzegorz Borowiec z KG PSP powiedział w niedzielę PAP, że grupa pierwszego dnia akcji prowadziła działania m.in. w okolicach tureckiej Yilanli. Działania zakończyły się ok. godz. 18.30 czasu lokalnego.
- Nasz śmigłowiec podchodzi właśnie do lądowania, więc na dzisiaj już zakończymy loty ze względu na to, że nie zdążymy zatankować i jeszcze raz wzbić się w powietrze przed zmierzchem — powiedział Borowiec. Dodał, że polska grupa, podobnie jak wszystkie inne załogi ma polecenie, aby po zmierzchu pozostać na lądowisku.
To tylko kropla w morzu potrzeb
Jak poinformował, w ciągu całego dnia śmigłowiec wykonał trzy starty. W czasie dwóch pierwszych — do godz. 16 - udało się wykonać 24 zrzuty wody, po ok. 3 tony każdy. „Dla porównania Dromader, czyli samolot, który jest wykorzystywany w Polsce do gaszenia pożarów lasów, potrafi wykonać mniej więcej jeden zrzut w ciągu 40 minut” - powiedział. Zaznaczył, że sposób, w jaki działa polska grupa, jest efektywny, ale ze względu na ogromną skalę pożarów to tylko kropla w morzu potrzeb.
Borowiec zaznaczył, że polska grupa korzysta wyłącznie ze zbiornika na wodę o pojemności 3 tys. litrów, zaś drugi o pojemności 1,5 tys. litrów będzie wykorzystywany jedynie w przypadku uszkodzenia większego z nich.
Akcję utrudnia teren
Dowódca polskich strażaków zapytany o różnice w prowadzeniu akcji w Turcji od podobnych akcji w Biebrzańskim Parku Narodowym oraz przed kilkoma laty w Szwecji odparł, że głównie jest to temperatura, a także górzysty i trudno dostępny teren. „W Szwecji pracowaliśmy głównie z ziemi wspomagani przez kilka śmigłowców, natomiast tutaj w Turcji głównie opieramy się na działaniach z powietrza, gdyż wysokie góry i gęsta roślinność oraz brak dróg, dojazdu uniemożliwiają prowadzenie działań gaśniczych z ziemi” - ocenił.
Dodał, że w strefie, gdzie działają polscy strażacy i policjanci lata ok. 30 różnego rodzaju statków powietrznych.
Borowiec zaznaczył ponadto, że Turcy są bardzo dobrze zorganizowani, jeżeli chodzi o przyjmowanie pomocy międzynarodowej, a wszystkie zespoły od razu są kierowane do zadań. „Na pokładzie każdego statku powietrznego jest oficer łącznikowy ze strony tureckiej, który koordynuje zadania w powietrzu, przydziela nam miejsce, w które mamy lecieć i mówi gdzie i kiedy robić zrzut. Mamy dużą pomoc ze strony tureckiej” - powiedział dowódca.
W niedzielę wieczorem polska grupa przeprowadzi jeszcze kontrolę sprzętu i przygotuje śmigłowiec do poniedziałkowej operacji. Nad ranem załoga wystartuje w miejsce wskazane przez koordynatora.
Turcja od ponad tygodnia walczy z pożarami
W sobotę wieczorem do tureckiej miejscowości Dalaman dotarła trzyosobowa grupa strażaków, która w piątek wyruszyła z Polski drogą lądową. Strażacy zabrali m.in. sprzęt potrzebny do gaszenia pożarów ze śmigłowca, m.in. duży zbiornik na wodę o pojemności 3 tys. litrów; mniejszy zbiornik o pojemności 1,5 tys. litrów zabrano na pokładzie policyjnego śmigłowca S-70i Black Hawk, który do Turcji wyleciał w sobotę nad ranem z lotniska Warszawa-Babice. Na pokładzie znalazło się ośmiu policyjnych lotników oraz trzech strażaków.
Tureccy strażacy wraz ze wsparciem z Chorwacji, Hiszpanii, Ukrainy, Rosji, Azerbejdżanu i Iranu już od ponad tygodnia walczą z pożarami lasów na południowym wybrzeżu kraju. Pomoc zadeklarowała także Grecja, z którą Turcja ma napięte stosunki dyplomatyczne.