NASZ NEWS: Znów ruszyła machina propagandowa Strajku Kobiet – reklamy, które mają uratować Rafała Trzaskowskiego

Portal Telewizji Republika dotarł do nowej fali hejterskich reklam wymierzonych w Karola Nawrockiego. Tym razem „Ogólnopolski Strajk Kobiet” zainwestował w dwie kosztowne kampanie sponsorowane na Facebooku, przedstawiające wizję „katastrofalnej Polski” pod rządami PiS-u, jeśli 1 czerwca zwycięży Karol Nawrocki. Kreacje straszą wyborców perspektywą Przemysława Czarnka jako premiera, a Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego i Zbigniewa Ziobry – jako filarów gabinetu 2027 r. Problem w tym, że Strajk Kobiet nie jest zarejestrowanym komitetem wyborczym, a mimo to prowadzi pełnowymiarową kampanię polityczną – według danych z Biblioteki Reklam Meta – wyświetloną już 300 tys. razy w ciągu ostatnich trzech dni. Gdzie jest Państwowa Komisja Wyborcza i organy nadzoru?

Reklamy „CHCESZ TAKIEJ POLSKI?!”. Co dokładnie widać?
Pierwsza kreacja, opublikowana 23 maja, ozdobiona jest wielkim czerwonym nagłówkiem „CHCESZ TAKIEJ POLSKI?!”. Na czarnym tle umieszczono trzy zdjęcia polityków: Przemysław Czarnek – podpisany jako „PREMIER 2027”, Karol Nawrocki – „PREZYDENT 2025”, oraz Jacek Sasin – „MINISTER 2027”. Kompozycja jest prosta: twarze przycięte na czarnym tle, skontrastowane z pogrubioną czcionką, która ma uderzać w odbiorcę efektem rodem z plakatów grozy.

Drugi wariant, „RZĄD 2027”, idzie jeszcze dalej. Nad hasłem „CHCESZ TAKIEJ POLSKI?!” widzimy galerię aż dziewięciu polityków prawicy – od Jarosława Kaczyńskiego przez Mateusza Morawieckiego i Zbigniewa Ziobrę po Antoniego Macierewicza. Na środku podniesiona dłoń Joanny Lichockiej w geście, który kojarzy się z jej słynnym „gestem Lichockiej” z 2020 r. – symboliczny „środkowy palec” wobec przeciwników. Tło jest czarne, czerwień krzyczy: „RZĄD 2027”. Całość ma budzić lęk przed powrotem PiS-u do władzy.

Zasięgi i pieniądze
Według panelu menedżera reklam Meta, obie kampanie łącznie osiągnęły od 21 maja już ponad 300 000 wyświetleń. Koszt? Dla pierwszej reklamy system podaje widełki 100–199 zł i zasięg 20–25 tys. odsłon. Druga – znacznie mocniej dofinansowana – pochłonęła 800–899 zł, generując 250–300 tys. wyświetleń. Oznacza to, że w ciągu zaledwie dwóch dób Strajk Kobiet przeznaczył na agitację przeciwną Nawrockiemu niemal 1 000 zł i dotarł do setek tysięcy internautów – w samym środku ostatnich dni poprzedzających finał kampanii.
To jednak tylko najnowsza odsłona większej operacji. Jak ujawniliśmy wcześniej, w pierwszej turze prezydenckiego wyścigu organizacja wydała na anty-PiS-owskie materiały co najmniej 18 000 zł, co potwierdza raport dostępny w Bibliotece Reklam. W sumie mówimy więc o kilkudziesięciu tysiącach złotych wydanych poza oficjalnymi limitami, które obowiązują kandydatów i ich komitety.

Prawo mówi jasno: kampanię prowadzi tylko komitet
Zgodnie z art. 106 §1 Kodeksu Wyborczego „agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca” – ale tylko na własny koszt, bezpośrednio, w sposób nieprzekraczający zwykłej, indywidualnej ekspresji. Gdy w grę wchodzą płatne kampanie, w praktyce zachodzi finansowanie profesjonalnej reklamy wyborczej. Tu wchodzą w życie rygory rozdziału 15 Kodeksu: wydatki musi ponosić komitet, z konta wyborczego, w ramach limitu i podlegają sprawozdaniu do PKW.
Państwowa Komisja Wyborcza w stanowisku z 26 września 2018 r. podkreślała wprost, że „zakup powierzchni reklamowej w mediach społecznościowych przez podmiot trzeci stanowi finansowanie kampanii wyborczej, które – jeżeli służy poparciu konkretnego kandydata – musi zostać wykazane w sprawozdaniu finansowym komitetu” PKW.
Strajk Kobiet nie jest komitetem Rafała Trzaskowskiego. Mimo to wyświetla materiały z jednoznacznym komunikatem: „Idziemy ***** *** 1 go czerwca!” – kodując w ocenzurowanym sloganie wulgarne „J***ć PiS”. Tak jawne finansowanie reklam oczerniających kandydata A (Nawrockiego) w oczywisty sposób pomaga kandydatowi B (Trzaskowskiemu). Sprawa ta powinna zostać więc zbadana przez Państwową Komisję Wyborczą.
To już kolejna seria reklam, które uderzają bezpośrednio w Karola Nawrockiego, wspierając przy tym Rafała Trzaskowskiego. Tylko przed pierwszą turą Ogólnopolski Strajk Kobiet wydał 18 tysięcy złotych na podobne kreacje, o czym pisałem w majowym raporcie. Skala zjawiska oraz istniejąca możliwość omijania obecnych regulacji wyborczych powinna zostać zbadana przez PKW – komentuje Piotr Okulski – ekspert ds. komunikacji strategicznej z Obserwatorium Rozwoju Gospodarki i Demokracji.
Polityczny kontekst: wyrównywanie „słupków” przed II turą
Sondaże wskazują minimalną różnicę między pretendentami. W badaniach obaj rywale wchodzą w decydującą fazę z poparciem rzędu 47–48 proc. przy wciąż kilkuprocentowej grupie niezdecydowanych. W niektórych badaniach Rafał Trzaskowski zaczyna wprost przegrywać ze swoim konkurentem Karolem Nawrockim. Innymi słowy – każdy impuls mobilizacyjny może zaważyć o wyniku.
Dla sztabu Trzaskowskiego jednymi z najcenniejszych są głosy młodych kobiet z dużych miast – to dokładnie ten segment, który przez lata aktywizował Strajk Kobiet. Nic dziwnego, że właśnie w tej grupie wiekowej najczęściej widoczne są sponsorowane posty OSK. Meta pozwala precyzyjnie targetować reklamy według płci, wieku i lokalizacji – narzędzie idealne do „miękkiego” obejścia górnego limitu wydatków przypisanego oficjalnemu komitetowi kandydata.
Reakcje – czyli… ich brak
Na razie Państwowa Komisja Wyborcza milczy. Nie zareagowało również Ministerstwo Cyfryzacji nadzorujące NASK, choć hashtag #TrzaskNASK – spopularyzowany przez internautów krytykujących Strajk Kobiet i inne niejasnego pochodzenia kampanie reklamowe w tej kampanii – wprost sugeruje, że państwowy operator powinien przeciwdziałać nielegalnej agitacji.
Milczą też liberalne media, które w innych okolicznościach chętnie grzmią o „ciemnych pieniądzach” i „farmach trolli”. Tymczasem mamy tu jasny przykład wykorzystywania prywatnych środków organizacji społecznej do wpływania na wynik głosowania, bez ujawniania źródeł finansowania, z pominięciem limitów i procedur sprawozdawczych.
Sprawa reklam Strajku Kobiet to coś więcej niż kolejny epizod „brudnej” walki politycznej. To test, czy polskie instytucje potrafią nadążyć za cyfrową rzeczywistością kampanii wyborczych. Jeśli nie – każda następna elekcja będzie coraz bardziej zdominowana przez mgławicę „niezależnych” NGO-sów i fundacji, w praktyce działających jako nieformalny aparat propagandowy partii opozycyjnych.
Kreacje oparte na strachu i demonizacji
Mechanizm emocjonalny zastosowany w spotach OSK jest prosty:
- Personalizacja lęku – zamiast abstrakcyjnych haseł pojawiają się bardzo konkretne twarze i funkcje: „Czarnek – Premier”, „Kaczyński – wicepremier”, „Ziobro – minister sprawiedliwości”.
- Czarne tło i czerwona czcionka – klasyczna kolorystyka alarmu, kojarzona z zagrożeniem.
- Terminowe odliczanie – data „2027” ma stworzyć poczucie nieuchronności: „jeśli teraz nie zareagujesz, taki scenariusz się ziści”.
- Wulgarny okrzyk mobilizacyjny – skrót „***** ***” utrwala skrajnie negatywną emocję wobec PiS, a jednocześnie buduje wspólnotę „wtajemniczonych”.
Tego typu komunikacja – nastawiona nie na przekonywanie programem, lecz na wzbudzanie strachu – jest klasycznym przykładem tzw. „negative campaigning”. W Polsce jest ona legalna, o ile prowadzi ją uprawniony podmiot i finansuje z transparentnego źródła.
Źródło: Analiza Portalu TV Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X