Mjr Nowakowski w Republice: trzeba było opanować strach i walczyć [wideo]
"Uważam, że sens jednak był. Gdybyśmy nie przystąpili do walki końcowej, a to było nasze największe uderzenie bojowe, to AK do pewnego stopnia okryłaby się niesławą, że właściwie uchyliła się od poważniejszej walki" - powiedział mjr Jakub Tomasz Nowakowski „Tomek”, jeden z walczących w Powstaniu Warszawskim w reportażu Telewizji Republika.
Uczestnik Powstania Warszawskiego opowiadał, jak w tym okresie wyglądała codzienność.
"Otrzymywaliśmy jedzenie na kartki, ale to było niewystarczające. Opierając się tylko na tym pożywieniu to byłoby głodowanie. Trzeba było kupować coś na czarnym rynku, ale ceny były bardzo wysokie - nawet za produkty takich jak chleb czy mleko" - wspomniał mjr Nowakowski.
"Każdy się bał..."
Jakub Tomasz Nowakowski urodził się w 1924 roku. W momencie wybuchu II wojny światowej, miał 15 lat. Zapytany o to, czy pamięta jej początek, odparł:
"Oczywiście, że pamiętam. Pamiętam, że przyjechaliśmy z wczasów. Były już pierwsze bombardowania i ogłoszenia o nalotach".
Na pytanie o to, czy walcząc na pierwszej linii frontu, bał się, odpowiedział:
"Pewnie, każdy się bał. Chodziło o to, żeby opanować ten strach i walczyć".
Powstaniec opowiedział również o tym, jak dokładnie wyglądał 1 sierpnia 1944 roku.
"Walki na Żoliborzu zaczęły się już około godziny 14:00, bo Niemcy trafili na AK-owców przenoszących broń. Wywołała się mała potyczka, a po chwili jedna i druga strona zaczęła wołać o pomoc. Pojawiły się czołgi" - mówił.
Wspomniał też, jak udało mu się wyjść z niemieckiej niewoli w pierwszych dniach powstania.
"Jeden z kolegów świetnie mówił po niemiecku, zagadał Niemców, wypuścili nas następnego dnia. Wtedy od razu zacząłem szukać mojej jednostki, a tak z kolei wyszła do Puszczy Kampinoskiej. Zośka, jako, że nie mogła już się przenieść ponownie do Warszawy, choć tam był cały magazyn broni, skrzyknął Zośkowców z Żoliborza i Bielanów, utworzył z nich drugą drużynę, która następnie dołączyła do zgrupowania „Żniwiarz”".
"Z tą bronią walczyłem do końca"
Zapytany o to, dlaczego jego pseudonim to "Tomek", odparł, że tak brzmi jego drugie imię.
"Tak było odgórnie narzucone, żeby jako pseudonimy wybierać imiona, pod którymi jesteśmy znani i wołani, bo może być tak, że Niemiec zanim aresztuje, usłyszy to inne imię i będzie się zastanawiał "skąd ten Tomek się wziął"?" - dodał.
Jak podkreślił - broni było bardzo mało, nie była ona dostępna dla każdego, kto miał wolę walki.
"W pierwszych dniach powstania poległo kilku kolegów, więc broń przejąłem po jednym z nich. Na początku miałem Błyskawicę polskie produkcji, potem zostało to zamienione na karabinek Steyr, a później na karabinek Mauser. I walczyłem z nim do końca" - przyznał.
Cała rozmowie w oknie poniżej. Polecamy: