5 sierpnia 60 lat temu zmarła amerykańska ikona kina i popkultury. "Marilyn ma w sobie coś z Charliego Chaplina i Grety Garbo. To pierwsza w pełni świadoma i autentyczna aktorka od czasów Garbo. Marilyn to kino w czystej postaci" – pisał o celebrytce biograf Maurice Zolotow.
Zapytana kiedyś przez dziennikarza, czy czuje się szczęśliwa, odpowiedziała, że czasami udaje jej się odnaleźć szczęście.
"Kiedy mogę realizować się twórczo, zbliżam się do bycia szczęśliwą. To się dzieje tylko w chwilach, kiedy pracuję i mogę wypełnić scenę zgodnie z tym, co mam w sercu. Nauka nowych rzeczy jest bardzo stymulująca" – podkreśliła. Nigdy jednak nie brała szczęścia za pewnik.
Wielka sława, burzliwe życie
Urodziła się 1 czerwca 1926 r. w Los Angeles jako Norma Jeane Mortenson. Jej matką była Gladys Pearl Baker, montażystka z Hollywoodzkiej Wytwórni Filmowej Consolidated Film Industries. Ojca nigdy nie poznała. Z powodu problemów psychicznych matki wychowywała się w sierocińcu i rodzinach zastępczych. Tam prawdopodobnie doświadczyła molestowania seksualnego i przemocy psychicznej.
Ponure realia, w jakich dorastała Norma, spowodowały, że zaczęła uciekać w świat wyobraźni. Najchętniej bawiła się w dom, bo dzięki temu mogła przenieść się na chwilę do bezpiecznej przystani, której łaknęła.
"Mogłam wymyślać różne postacie i sytuacje. Kiedy dowiedziałam się, że na tym polega aktorstwo, postanowiłam związać z nim moją przyszłość. Chciałam się bawić. Ale kiedy dorastasz, uświadamiasz sobie, że inni bardzo utrudniają ci tę zabawę. Niektóre z moich rodzin zastępczych wysyłały mnie do kina, żebym na trochę wyszła z domu. Potrafiłam spędzić w nim cały dzień i noc. Mały dzieciak w pierwszym rzędzie przed wielkim ekranem. Uwielbiałam wszystko, co tam pokazywali, i nie przegapiłam niczego" – wspomniała w rozmowie z magazynem "Life" z 1962 r.
Kiedy miała 16 lat, przybrana rodzina zaaranżowała dla niej małżeństwo. Jej mężem został 21-letni James Dougherty, który wkrótce wstąpił do marynarki wojennej. Norma zaś rozpoczęła pracę w fabryce samolotów. W 1945 r. zastał ją tam fotograf David Conover, który zasugerował, że powinna zostać modelką. Jej małżeństwo chyliło się już wtedy ku upadkowi i liczyła się z tym, że niebawem zostanie bez środków do życia. Postawiła więc na karierę. Zaczęła od współpracy z Conoverem. Następnie przefarbowała włosy na platynowy blond, związała się z Blue Book Model Agency i została dziewczyną z okładek czasopism. W 1946 r. podpisała kontrakt ze studiem filmowym 20th Century Fox. W 1947 r. zadebiutowała na wielkim ekranie w "Dangerous Years" Arthura Piersona. Wtedy też zaczęła przedstawiać się jako Marilyn Monroe.
"Norma jest złamana, miała okropne dzieciństwo i pragnie normalnego życia. Marilyn jest gwiazdą. Prawie nie myśli o swojej przeszłości i żyje życiem, o jakim wiele osób marzy. Te dwie osoby czasem się spotykają i potrafią być albo wrzodem na tyłku, albo totalnym słodziakiem. Ale obie są immanentną częścią mnie" – stwierdziła aktorka w 1960 r. na łamach "Marie Claire".
Rozkwit jej kariery przypadł na początek lat pięćdziesiątych. Zagrała wówczas m.in. "Asfaltowej dżungli" Johna Hustona, "Opowieści z rodzinnych stron" Arthura Piersona i "Na krawędzi" Fritza Langa. Status utalentowanej aktorki komediowej zapewniły jej filmy "Pamiętniki Don Giovanniego" Josepha M. Newmana, "Mężczyźni wolą blondynki" Howarda Hawksa oraz "Jak poślubić milionera" Jeana Negulesco. W styczniu 1954 r. Monroe poślubiła baseballistę Joego DiMaggio. Związek przetrwał zaledwie kilka miesięcy, a proces rozwodowy zbiegł się w czasie z rosnącym niezadowoleniem ze współpracy z 20th Century Fox, która kontrolowała każdy aspekt kariery aktorki. Dla Monroe, która coraz bardziej marzyła o złożonych, dramatycznych rolach, stało się to nie do zniesienia. Kiedy pewnego dnia szefostwo wytwórni podsunęło jej scenariusz kolejnej komedii "The Girl in Pink Tights", czara goryczy została przelana. Marilyn odrzuciła propozycję, a 20th Century Fox zawiesiło kontrakt z nią.
"Jestem po stronie jednostki. Tak to już jest, że jednostka jest słabsza i za każdym razem, kiedy korporacja czegoś chce, jednostka dostaje po łbie. Artysta jest niczym. To prawdziwa tragedia" – zwróciła uwagę, cytowana w książce "Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia" Elizabeth Winder.
Pomocną dłoń wyciągnął do niej zaprzyjaźniony fotograf Milton Greene, który zaproponował jej wspólny wyjazd do Nowego Jorku i założenie wytwórni Marilyn Monroe Productions. W listopadzie 1954 r. aktorka wprowadziła się do posiadłości Greene'a w Weston w stanie Connecticut. Kilka miesięcy później wynajęła apartament w hotelu przy Park Avenue i rozpoczęła studia w Actors Studio Lee Strasberga, gdzie spotkała m.in. Ellen Burstyn i Paula Newmana. Zajęcia napełniły ją wiarą we własne możliwości. Pod koniec grudnia 1955 r. renegocjowała warunki umowy z 20th Fox Century. W końcu mogła zacząć decydować o tym, w jakich filmach wystąpi. Na rezultaty artystycznej swobody nie trzeba było długo czekać. Rola piosenkarki Cherie w "Przystanku autobusowym" Joshui Logana zapewniła jej uznanie sceptycznych jak dotąd krytyków.
"Wraz z deklaracją niepodległości w 1955 r. Marilyn stała się inną osobą. Zagrała Cherie, utrzymując się w tym delikatnym obszarze pomiędzy komedią a tragedią. A to najtrudniejsze, co można zrobić. Bardzo niewiele gwiazd kina to potrafi. Chaplin to umie. Garbo. I wiecie co? Myślę, że Marilyn ma w sobie coś z nich obojga – to pierwsza w pełni świadoma i autentyczna aktorka od czasów Garbo. Marilyn to kino w czystej postaci" – pisał biograf aktorki Maurice Zolotow, cytowany przez Winder.
W tamtym okresie aktorka zaczęła spotykać się z dramaturgiem Arthurem Millerem, którego po raz pierwszy spotkała kilka lat wcześniej na planie filmu "As Young as You Feel" Harmona Jonesa. Jak przyznała, była to miłość od pierwszego wejrzenia.
"Nigdy nie zapomnę dnia, w którym powiedział, że powinnam występować na scenie. I śmiechu ludzi, którzy byli wokół nas. Ale on zaznaczył: +mówię bardzo poważnie+. Sposób, w jaki to powiedział, wskazywał, że był wrażliwą osobą i traktował mnie jako wrażliwą istotę. Trudno to opisać, ale to jest dla mnie najważniejsze" – stwierdziła w rozmowie z Georgesem Belmontem, opublikowanej w książce "Marilyn Monroe and the Camera".
W lipcu 1956 r. Marilyn i Arthur pobrali się. Kilkanaście dni później aktorka rozpoczęła pracę na planie "Księcia i aktoreczki" Laurence’a Oliviera, gdzie często odwiedzał ją mąż. Jego uwagi na temat pracy Marilyn zapoczątkowały serię małżeńskich kłótni, a także poważny konflikt z reżyserem. Kiedy film ujrzał światło dzienne, okazał się finansową klapą i początkiem końca współpracy producenckiej Monroe z Miltonem Greene'em.
"Happy Birthday, Mr. President..."
W 1959 r., zachęcona przez męża, zgodziła się wystąpić w komedii "Pół żartem, pół serio" Billy’ego Wildera. Rola Sugar Kane zapewniła jej kolejny sukces komercyjny oraz Złoty Glob dla najlepszej aktorki, ale stała w sprzeczności z jej ambicjami. Ostatnim obrazem ukończonym przed śmiercią Marilyn byli "Skłóceni z życiem" Johna Hustona wg scenariusza Millera. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia aktorki praca na planie przeciągała się. Monroe – coraz bardziej samotna w małżeństwie i nieusatysfakcjonowana w życiu zawodowym – pogrążała się w uzależnieniu od środków nasennych, amfetaminy i alkoholu. Z Arthurem rozwiodła się w 1961 r. i bardzo szybko rozpoczęła pracę nad kolejnym filmem - "Something’s Got to Give" George’a Cukora. 19 maja 1962 r. urwała się z planu, aby zaśpiewać "Happy Birthday" prezydentowi Stanów Zjednoczonych Johnowi F. Kennedy’emu, z którym - jeśli wierzyć plotkom - miał łączyć ją romans.
Tragiczny finał...
5 sierpnia 1962 r. około godz. 3 w nocy została znaleziona martwa w swojej sypialni. Oficjalną przyczyną zgonu było przedawkowanie barbituranów. Zdaniem przyjaciół artystki - zupełnie przypadkowe. Szybko jednak zaczęły pojawiać się teorie spiskowe. Jedna z nich zakładała, że gwiazda popełniła samobójstwo. Inne z kolei, że w jej śmierć były zaangażowane osoby trzecie. FBI? CIA? Mafia? Służba? Lekarze? Żadnej z tych hipotez nie potwierdzono.
"Była polem dzikich kwiatów, szczeniakiem dokazującym na podwórku, różowym, czerwcowym zachodem słońca. Była cudowna, a my nie mogliśmy przestać na nią patrzeć. Czy to był talent? Nie interesuje mnie to. To była magia. A później zniknęła. Czy jest z tego jakiś morał? Tak. Wszystko się kończy" – podsumował w jednym z wywiadów Marlon Brando.
Losy i osobowość Monroe do dziś pozostają inspiracją dla twórców. W 2009 r. w warszawskim Teatrze Dramatycznym Krystian Lupa zrealizował spektakl "Persona. Marilyn", w którym rozłożył na czynniki pierwsze mit ikony popkultury.
"W przedstawieniu pokazujemy woltyżerkę jej osobowości. Sandra Korzeniak gra siebie prywatnie; aktorkę, która ma zagrać Marilyn Monroe, i Marilyn Monroe, która ma zagrać Gruszeńkę z +Braci Karamazow+. Biografowie piszą, że Marilyn marzyła o roli Gruszeńki. Grane postaci traktowała tak głęboko, że było to na pograniczu rozdwojenia jaźni. Te postaci były przyczyną jej emocjonalnego cierpienia i jednocześnie ratunkiem przed narastającą pustką" – powiedział Lupa, cytowany przez Dziennik Teatralny.
Kilka dni temu nakładem wydawnictwa Znak Literanova ukazało się nowe wydanie biografii "Bogini. Tajemnica życia i śmierci Marilyn Monroe" autorstwa Anthony’ego Summersa. A już za parę tygodni podczas festiwalu filmowego w Wenecji odbędzie się światowa premiera "Blondynki" Andrew Dominika, opartej na powieści biograficznej Joyce Carol Oates.