- Odkąd pamiętam zawsze lubiłem malować, powiedział Marek Suski, gość Emilii Wierzbicki w nowym programie "Poza polityką". - Na przełomie lat 70. i 80. utrzymywałem się z malowania obrazów, zdradził w Republice, - a odkąd zostałem posłem, maluje w zasadzie tylko dla przyjemności. - podkreślił.
Konie są tematem bardzo przeze mnie lubianym, ale też przedmiotem zamówień. W związku z tym musiałem nauczyć się je malować, powiedział Marek Suski.
Polityk Prawa i Sprawiedliwości uchylił też rąbka dotąd nieznanej tajemnicy.
- Zawsze lubiłem malować w nocy. Pewną trudnością jest malowanie po powrocie z tego awanturniczego miejsca, jakim jest Sejm. Tam emocje się spalają. Żeby coś namalować, muszę pochodzić po ogrodzie, pooglądać jak ptaki mi zjadają winogrona, wtedy odtajam. Lód sejmowy się rozpuszcza, stwierdza z uśmiechem.
„Robiłem wąsy, brody, zarosty, peruki, charakteryzację”
- Zainspirowany tym, co widziałem w teatrze poszedłem do szkoły, w której uczyłem się różnych technik. Robiłem wąsy, brody, zarosty, peruki, charakteryzację - mówił dziennikarce Telewizji Republika. - Tworzyłem też biżuterię dla kobiet.
- Jeden z moich kolegów po ukończeniu naszej szkoły wyjechał do Hollywood. Kilka lat później przyjechał do Polski i namawiał mnie, żebym wyjechał z nim. Absolwenci naszej szkoły w Hollywood byli mistrzami. Robiliśmy takie rzeczy, których oni nie potrafili - podkreślił poseł PiS.
- Wykonywaliśmy maski, twarze, oczy, uszy, nosy. Nie żałuje, że nie wyjechałem do Stanów. Mam wspaniałą rodzinę - dodał Marek Suski.
Cały program zobaczycie w oknie powyżej. Serdecznie polecamy!