Bardzo bawi mnie sytuacja wokół serialu „Korona Królów”. Najnowszy hit TVP pokazuje, że nawet dość banalna, historyczna opera mydlana może stać się przedmiotem śmiertelnych sporów orędowników i przeciwników „Dobrej Zmiany”.
Polski film rozrywkowy stoi dziś na dość marnym poziomie. Ambitne dramaty, kino z przekazem opanowaliśmy do perfekcji. Niestety w kwestiach popkulturowych, rozrywkowych wciąż cofamy się w rozwoju.
Symbolem serialu sensacyjnego lat 90-tych pozostanie dla mnie świetna „Ekstradycja”, pierwsze dekada XXI wieku to dominacja równie dobrego cyklu o „Oficerach”. A dziś? W telewizji można zobaczyć głównie przyprawiające o ból zębów seriale paradokumentalne z drewnianymi amatorami w rolach głównych. A jak z sensacją z dużego ekranu? Litości, porównanie Bogusława Lindy w „Psach” do kreacji tego samego aktora w firmach Patryka Vegi woła o pomstę do nieba. Kino historyczne? Ciężko mi znaleźć coś lepszego od niestarzejącego się „Ogniem i Mieczem”, a na wspomnieni takich produkcji jak „1920 Bitwa Warszawska” dostaję febry. Fakt, udało się kilka seriali historycznych, ale ich akcja ma miejsce w XX wieku. Kino i telewizja III RP zupełnie zaniedbała historię sięgającą głębiej.
Cieszy mnie powstanie i przede wszystkim wysoka oglądalność „Korony Królów”. Widz pokazuje, że chce filmu i serialu historycznego – to musi dobrze prognozować na przyszłość. Równocześnie śmieszą mnie peany pod adresem tej produkcji niektórych zwolenników „Dobrej Zmiany”. Nie oszukujmy się – serialowi daleko do wybitności, gra u poszczególnych aktorów jest drewniana, stroje rzeczywiście rażą sztucznością, podobnie jak doklejane wąsy. Całość pewnie nie zapisze się w historii polskiej kinematografii. Ale czy taki był cel? Osobiście będąc pokoleniem przyzwyczajonym do poziomu „Netflixa” fanem telenowel, choćby osadzonych w najbardziej mnie interesujących okresach historycznych, nie zostanę nigdy. Jednak porównując „Koronę Królów” do tego co w podobnym czasie antenowym proponuje konkurencja, to serial TVP wydaje się dobrą odskocznią. A czy drobne nieścisłości historyczne lub pewna doza infantylności przeszkodzi masowemu widzowi, który do tej pory w tym czasie antenowym oglądał jakże ambitne paradokumenty lub dzieje rodziny Lubiczów? Nie sądzę. To nie jest widz oczekujący „Gry o Tron”.
Jeszcze bardziej od zachwytów po stronie niektórych prawicowych publicystów śmieszy mnie reakcja mediów „Dobrej Zmianie” nieprzychylnych. Dla niektórych czołowych publicystów „Korona Królów” stała się politycznym wydarzeniem tygodnia, a poważne portale internetowe poświęciły serialowi nawet po kilkadziesiąt artykułów (sic!). No cóż – psy szczekają, karawana jedzie dalej. Ku zaskoczeniu opozycji feruję wyrok – rząd od tej krytyki nie upadnie, a rzekomo zawstydzony wyborca nie odwróci się od Zjednoczonej Prawicy.
A mi pozostaje mieć nadzieję, że komercyjny sukces „Korony Królów” zachęci TVP do kolejnych produkcji historycznych. Oby nie była to kolejna telenowela, ale serial oznaczony znaczkiem +18 i wyemitowany po 20.00. Scenariusze czekają – wystarczy sięgnąć chociażby po Elżbietę Cherezińską, Jacka Piekarę i Jacka Komudę.