„Orlęta. Grodno "39". Film nie tylko o wojnie sprzed lat. To film pełen podziałów, nienawiści, okrucieństwa, brutalności, bestialstwa. To film o dzieciach szukających swego miejsca w takiej rzeczywistości. I nie jest to film tylko o przeszłości.
Data premiery filmu „Orlęta. Grodno ‘39” ma wymiar symboliczny. To dzień dokładnie w połowie między 1 a 17 września, pomiędzy rocznicą hitlerowskiej agresji na Polskę a napaścią sowieckiej Rosji, będącą efektem paktu Ribbentrop-Mołotow. Grodno w ciągu niewiele dni stało się ofiarą podwójnej agresji. Najpierw niemieckiej, potem radzieckiej. W filmie pokazano obydwie, lecz ta druga przykuwa większą uwagę. Nie tylko z powodu toczącej się aktualnie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Także dlatego, że - jak zwracają uwagę twórcy - dzieło Krzysztofa Łukaszewicza jest pierwszą produkcją filmową o agresji wojsk sowieckich na Polskę we wrześniu 1939 r.
To obraz pokazujący szukanie swojego miejsca w podziałach, swojej tożsamości wobec skrajności budujących nienawiść. Dwunastoletni bohater, natrafiając na kolejne ideologiczne bariery, nie traci wielkich ideałów. Mimo młodego wieku, a może właśnie dzięki temu, że jest dzieckiem, wciąż nie daje się wciągnąć w machinę nienawiści, uprzedzeń, pogardy. Nie idzie na łatwiznę, kieruje się sumieniem, a nie doktrynerstwem, mającym uzasadniać tak naprawdę bezpodstawną przemoc.Trudno uniknąć pytania, jak wielu młodych ludzi jest w stanie w tyglu sztucznie konstruowanych wrogości zachować przyzwoitość i elementarną zdolność odróżniania dobra od zła? Ilu ulegnie presji starszych i - właśnie w imię znajdowania swojego miejsca - opowie się po którejś ze stron programowej nienawiści? W imię czego od najmłodszych lat zmusza się ich do podejmowania takich decyzji?
>>> Jeszcze więcej informacji <<< W filmie „Orlęta. Grodno ‘39” jest dużo okrucieństwa, brutalności, bestialstwa. Jeszcze rok temu najprawdopodobniej te drastyczne sceny robiłyby na widzach duże wrażenie. Jednak dziś chyba każdy polski widz ma świadomość, że są codziennością tuż obok, w sąsiednim kraju, w Ukrainie. Obrazy i opowieści z Buczy, Mariupola i wielu innych ukraińskich miejscowości, które od ponad pół roku każdego dnia wypełniają media, jasno uwiadamiają, że to, co działo się w roku 1939 w Grodnie, nie jest zamkniętą przeszłością. Nadal się dzieje. Przypomina o tym również obecność wśród nas tysięcy uchodźców wojennych z Ukrainy, wśród których ogromną grupę stanowią dzieci. Być może i o nich kiedyś ktoś nakręci film. Jest coś przerażającego w odkryciu, że przez agresję Rosji na Ukrainę nowy film Krzysztofa Łukaszewicza nabrał uniwersalności i ponadczasowości. Dotyczy to nie tylko pokazanych w filmie sztucznych podziałów między ludźmi, ideologicznego zacietrzewienia, okrucieństwa, bestialstwa, wojennych działań, ale również mechanizmów propagandy, urabiającej miliony ludzi na potrzeby szaleńców i tyranów. Wciąż na nowo przekonujemy się, że są one z całą bezwzględnością stosowane i doskonalone także dzisiaj, z wykorzystaniem najnowszych technologii. „Orlęta. Grodno ‘39” to film poruszający, a oglądany w kontekście wydarzeń ostatnich miesięcy, skłania do poważnej refleksji i ważnych pytań. Niełatwo po jego obejrzeniu patrzeć na świat z nadzieją, czy choćby tylko z optymizmem. A jednak oglądając go, wciąż warto i trzeba zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście nie ma dla nas, ludzi, ratunku? Czy ten kołowrót napędzany nienawiścią, musi się wciąż obracać? Kto jest w stanie go zatrzymać? Bo na pewno ktoś może to zrobić.