Niezwykłe wspomnienia Jadwigi Łukasik, która przeżyła Rzeź Woli
Gościem redaktora Adriana Stankowskiego w programie TV Republika "W punkt" była Jadwiga Łukasik, która jako 8-letnia dziewczynka przeżyła Rzeź Woli -
– Ja pamiętam nawet to co było w 39 roku. (...) Później to było już codziennością, te negatywne wrażenia, takie przykre były codziennością, więc utrwalały się w tej pamięci nawet dziecka - mówiła.
– Codziennością były różne takie, w pamięci utkwiła mi walka ze zniszczonymi mieszkaniami. U nas wpadł szrapnel, tata wtedy był na froncie, zresztą jest weteranem od 20 roku - wspominała.
– Nie chciał dostać się na zachód, ojciec dążył do rodziny do kraju, kiedy wrócił był 41 rok, pieszo szedł z Rumunii i ten biedny mój ociec, tez ranny wrócił pieszo z Rumunii. Pierwsze, co było jak wrócił, to było odbudowanie mieszkania - powiedziała Jadwiga Łukasik.
– Pierwszy cud jakiego ja doznałam to było ocalenie, bo ten szrapnel, jak wpadł do mieszkania, to się wbił w poduszkę, na której ja spałam, gdyby to było odchylenie o centymetr to byśmy już nie rozmawiali dzisiaj - dodała.
– Potem to się zaczęło. Już rewizje, łapanki, pierwsze takie, co ja pamiętam, to informacje, że 50 powieszonych było na balkonach miasta. Potem jeszcze inne takie. U nas bywały pod pretekstem jakiejś kwarantanny, przyszła jakaś ekipa nie wiadomo po co, dlaczego. Ot nam mieszkanie wyleli, odkazili, zaplombowali. To był pretekst. Generalnie chodziło o przeszperanie - wspominała rozmówczyni Adriana Stankowskiego.
– Przez cały ten okres okupacji ojciec należał do ZWZ i potem AK i u nas odbywały się zebrania AK-owskiej, na płockiej 23 w mieszkaniu i jednocześnie był ukrywany żyd Jurek, student prawa, potem była jego kuzynka i gdzieś to się zaczęło od 42 roku, bo ojciec z rozkazu AK zajmował się ratowaniem ludności żydowskiej z getta. Później była dziewczynka w moim wieku, taka Wisia - opowiadała.
– 1 sierpnia, koło godziny 1:00 zaczął się taki niepokój i na rogu wolskiej i płockiej już patrole niemieckie stały, wzmożone były patrole niemieckie i potem godzina piąta, syreny i strzały pierwsze. Oczywiście do domu przybiegłam, bo byłam u sąsiadów.
Tak się zaczęło. Mama się niepokoiła, ze ojca nie ma, czy nie żyje, czy został odcięty, czy się jeszcze zobaczymy - mówiła Jadwiga Łukasik.