Największy gniew – tak o swoim uczuciu wobec fali oskarżania Polaków o antysemityzm, połączonej z próbami rozmywania niemieckiej odpowiedzialności za Holokaust – mówi świadek historii Ryszard Kukuryka, który jako 12-latek narażał siebie i rodzinę, pomagając Żydom, więźniom Majdanka.
W 1943 r. Ryszard Kukuryka miał 12 lat, choć w niemieckich papierach udało się zrobić z niego 14-latka, by mógł podjąć pracę i zarobić na swoje rodzeństwo. W
domu na przedmieściach Lublina, pod okupacją hitlerowską, zabrakło ojca, który w 1939 r. dostał się do niewoli niemieckiej jako jeniec wojenny.
Chłopiec jako najstarszy musiał utrzymać siebie, matkę i trzech młodszych braci.
Pracował w Lublinie w niemieckiej firmie Deutsche Ausrüstungswerke, która przejęła obóz pracy dla Żydów.
Firma budowała mierzącą pół kilometra strzelnicę dla żołnierzy Wehrmachtu.
Młody Ryszard pracował tam wraz z dowożonymi na miejsce żydowskimi więźniami Majdanka. Chłopiec pomagał im, mimo że groziło to śmiercią. Wykorzystując chwile przestoju w pracy, wpadał do pobliskiego lasu i zrywał całe bukiety czarnych jagód. Upychał je pod ubranie, do kieszeni, gdzie się dało, po czym wracał na miejsce budowy.
Czytaj więcej w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie”.