15. marca 1948 roku Rejonowy Sąd Wojskowy w Warszawie podjął decyzję o skazaniu rotmistrza Witolda Pileckiego na śmierć. Wyrok na oficera Armii Krajowej zapadł w siedzibie ministerstwa bezpieczeństwa publicznego. – Ten człowiek miał zginąć – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Był oficerem 2. Korpusu Polskiego. W 1940 roku z własnej woli poddał się aresztowaniu by trafić do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. W ten sposób zamierzał zebrać informacje o śmiercionośnym miejscu. Po ucieczce z Oświęcimia, walczył w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie był aktywny w antykomunistycznym podziemiu niepodległościowym.
Komuniści aresztując go i stawiając przed sądem mieli jasny cel. – Usiłowali wykazać, że zarówno 2 Korpus, jak i polskie władze pozostające na emigracji wysyłają do Polski szpiegów, którzy przeszkadzają w budowie Polski Ludowej – wyjaśnia prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN.
Oskarżenie i proces przeżywała rodzina rotmistrza. – Pamiętam, jak mama wyjeżdżała na ten proces. Koledzy i nauczyciele dawali nam do zrozumienia, że to jest nasz ojciec – wspomina syn rotmistrza Andrzej.
W trakcie śledztwa był torturowany. Jako główny zarzut stawiano mu szpiegostwo. Wyrok śmierci zapadł w siedzibie ministerstwa bezpieczeństwa publicznego. – Ten człowiek miał zginąć – odnosi się Szwagrzyk.
Rotmistrz Pilecki został stracony w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej 25 maja 1948 r. Do dzisiaj nie udało się zidentyfikować jego szczątków.
Wyrok skazujący Witolda Pileckiego został unieważniony w 1990 r., przez Sąd Najwyższy. W 2006 r. został pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego, w 2013 awansowany do stopnia pułkownika.