13 października 1982 r., Nowa Huta. Od strzału w brzuch ginie z ręki esbeka młody robotnik, Bogdan Włosik. – Przysięgamy Bogusiu, że twoja ofiara nie pójdzie w zapomnienie. Stałeś się dla nas tym, czym dla stoczniowców stał się Janek Wiśniewski – napisali w nekrologu koledzy Wosika z Huty im. Lenina (w wolnej Polsce - im. T. Sendzimira) w Nowej Hucie. Śmierć młodego człowieka wywołała kolejne demonstracje i walki uliczne w Krakowie, zwłaszcza w Nowej Hucie. Niespokojnie było aż do dnia pogrzebu Bogdana Włosika.
20 tys. ludzi przyszło wówczas na Cmentarz Grębałowski w Krakowie, aby pożegnać młodego robotnika. Uroczystość stała się manifestacją przeciwko zbrodniom stanu wojennego i komunistycznego ustroju.
Strajk hutników rozpoczął się w niedzielę 13 października 1982 r. Komunistyczny reżim, starając się stłumić protest, obstawił Nową Hutę esbekami i wojskiem, a na ulice wyjechały czołgi. Do ludzi docierały informacje o aresztowaniach osób, które przyszły wesprzeć strajkujących robotników. Esbecy fotografowali i filmowali ludzi, którzy otoczyli hutę im. Lenina.
Reżim brutalnie przerwał strajk. Czołgi zmiażdżyły bramę zakładu, a na jego teren weszły oddziały ZOMO. Krakowianie, jak w każdą miesięcznicę wprowadzenia stanu wojennego, wyszli na ulice. Oburzenie wzmagał fakt, że 8 października 1982 r. w Sejmie PRL uchwalono nową ustawę o związkach zawodowych i w ten sposób zdelegalizowano NSZZ „Solidarność”. ZOMO ruszyło na wielotysięczną demonstrację, która, z początku pokojowa, przerodziła się w wielogodzinne walki uliczne.
Podczas manifestacji, w wyniku strzału w brzuch, zginął 20-letni hutnik Bogdan Włosik. Według oficjalnej wersji milicji, użycie broni miało nastąpić „w wyniku bezpośredniego zagrożenia życia funkcjonariusza MO”. Prasa, powołując się na zeznania milicjanta, podawała, że funkcjonariusz został przewrócony i dopiero po oddaniu strzału ostrzegawczego wymierzył w brzuch robotnika. Włosik został zastrzelony przy kościele w Bieńczycach, z dala od miejsca głównych demonstracji i starć obywateli z zomowcami. Najbardziej prawdopodobna wersja wskazuje na to, że kapitan SB ubrany po cywilnemu próbował zatrzymać jednego ze stojących w grupie chłopców.
– Jeden z chłopców krzyknął: "Kapuś" i wtedy mężczyzna rzucił się do ucieczki. Esbek schował się do klatki schodowej. W jego stronę poszedł Bogdan i zobaczyliśmy, że z tej klatki wybiega mężczyzna – wspominała koleżanka hutnika, która była świadkiem jego zabójstwa. Jak relacjonowała, grupa usłyszała „dwa dziwne dźwięki”, jednak nikt nie zdawał sobie sprawy, że były to strzały. Esbek zaczął uciekać w stronę komisariatu przy ul. Złotej Jesieni, a Bogdan Włosik przewrócił się.
20-letni robotnik trafił do szpitala, jednak nie udało się uratować jego życia. Zmarł na stole operacyjnym, a wieść o zabójstwie szybko rozeszła się po mieście, stając się przyczyną kolejnych demonstracji w Nowej Hucie. Wierni tłumnie modlili się w intencji Włosika w pobliskich kościołach. ZOMO atakowało obywateli nawet w świątyniach.
20 października 20 tys. ludzi przyszło odprowadzić chłopaka w ostatnią drogę, a uroczystość stała się kolejną manifestacją przeciwko ustrojowi komunistycznemu i wprowadzonemu niespełna rok wcześniej stanowi wojennemu. Komunistyczny reżim zrzucał winę za śmierć 20-latka na „anarchistyczne siły wywołujące zamieszki”, według przekazów propagandowych, oficer miał być ścigany przez demonstrantów krzyczących „łapać ubeka” i strzelał w obronie własnej. Świadkowie kwestionowali tę wersję wydarzeń.
Rodziców zabitego odwiedził sam gen. Wojciech Jaruzelski. Funkcjonariusz, który zastrzelił Bogdana Włosika - kpt. Andrzej Augustyn -pracował w SB aż do 1987 r., po czym w wieku 40 lat przeszedł na uprzywilejowaną esbecką emeryturę. W grudniu 1991 r. został skazany na 8 lat więzienia, sąd apelacyjny podwyższył karę do 10 lat. Ostatecznie jednak wyszedł na wolność po pięciu i pół roku, otrzymawszy przedterminowe zwolnienie.