Wojna na Ukrainie a gospodarka żywnościowa. Ważna rola Polski
Pola usiane czołgami, bombami i minami. Tak wygląda dziś krajobraz państwa, który do niedawna jawił się jako jeden z gospodarskich spichlerzy Europy. Ekonomiści zadają sobie pytania, kto przejmie odpowiedzialność za wyżywienie społeczeństwa pozbawionego dziś dostępu do produktów zbożowych w przededniu żniw, które w tym roku wydają się niemożliwe do wykonania.
To może być kryzys, jakiego dawno nie było. Atak zbrojny przeprowadzony przez Rosję zniweczył tegoroczne plany ukraińskich rolników. I choć działania wojenne toczą się głównie w wielotysięcznych skupiskach miejskich, zbiory utrudni zniszczona infrastruktura i brak rąk do pracy.
- Rosja i Ukraina stanowi 20 procent produkcji i handlu zbożami. Pszenica i kukurydza w minionym sezonie dość dobrze obrodziły. Zbiory były na poziomie 80 mln ton, z czego 60 mln ton było przeznaczonych na eksport, 43 mln ton znalazło nabywców, 17 mln ton utknęło, towar został zablokowany, - powiedziała podczas rozmowy w ramach 9. cyklu programu „Czas Przedsiębiorców” Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej.
Dodała, że sytuacja jest bardzo poważna, patrząc na obecne wydarzenia globalnie, oraz w kontekście europejskim. Jej zdaniem kluczową rolę będzie mogła odegrać Polska.
„Stoimy przed ogromnym wyzwaniem, bo będziemy musieli wyżywić, być może kilka milionów uchodźców. Być może jako znaczący producent i eksporter będziemy mieli moralny obowiązek wyżywić nie tylko nasz kraj, ale też Europę”, mówiła w rozmowie z Jolantą Pawlak zaproszona do audycji ekspert.
Szanse dla polskich producentów w zwiększeniu sprzedaży płodów rolnych upatruje prezydent Centrum im. Adama Smitha. Andrzej Sadowski uważa, że należy zlikwidować utrzymywane od dekad ograniczenia w sprzedaży bezpośredniej dla rolników, którzy mają mniejsze areały.
„Rolnik we Francji z najodleglejszej prowincji może przyjechać do Paryża i w wyznaczone dni tygodnia bezpośrednio sprzedawać swoje towary na ulicy. W Polsce polski rolnik ciągle nie ma takich możliwości. Nie ma czegoś takiego, że może przyjechać do Warszawy i w udostępnionych miejscach, które się zamyka, może sprzedawać z ciężarówki swoje produkty bez pośredników i po lepszych cenach”.
Według ekonomisty byłaby to realna konkurencja, która pozwoliłaby zbić w spirali cenowo płacowej przynajmniej część kosztów.
Zachęcamy do obejrzenia całego programu znajdującego się na górze strony.