190. rocznica Powstania Listopadowego. Tę walkę mogliśmy wygrać!

Artykuł
Starcie belwederczyków z kirasjerami rosyjskimi na moście w Łazienkach 29 listopada 1830
Wojciech Kossak, Public domain, via Wikimedia Commons

Dokładnie 190 lat temu dobrze wyszkolona i wyekwipowana armia stanęła przeciwko rosyjskiemu zaborcy. Niestety, nawet głównodowodzący Powstania Listopadowego nie wierzyli w jego powodzenie. Czy mieliśmy szansę wygrać walki rozpoczęte w Warszawie 29 listopada 1830 r.?

Wszystko rozpoczęło się od spisku młodych oficerów, którzy nie mogli znieść upokorzeń a armii czasów wielkiego księcia Konstantego. Zakładali tajne organizacje, taki jak m.in. sprzysiężenie powołanie w grudniu 1828 r. w warszawskiej Szkole Podchorążych Piechoty. Tego rodzaju ruchy nie były zbyt liczne. Stowarzyszenie powołane w Szkole Podchorążych Piechoty zrzeszało ok. 200 osób, później nawiązało kontakty z innymi stowarzyszeniami studenckimi. Spiskowcy musieli być ostrożni – czyhała na nich policja księcia Konstantego, bliska rozbicia stowarzyszenia. Gdyby nie „rewolucyjne szczęście”, podchorążowie pod kierownictwem podporucznika Piotra Wysockiego mogliby podzielić los majora Waleriana Łukasińskiego. Tyle że w kraju panowała zła koniunktura gospodarcza, inflacja i strajki były codziennością Królestwa w 1830 r. Niestabilnie było także za granicą – rewolucja we Francji i Belgii.

Car Mikołaj I w dniach 19 i 20 listopada postawił armię rosyjską i polską w stan gotowości bojowej. Na zachód Europy planowano przerzucić wojska interwencyjne, które miały wcześniej zająć terytorium Królestwa. Spiskowcy obawiali się pacyfikacji, utraty resztek suwerenności, a co za tym idzie – pogrzebaniu marzeń o niepodległości. Groziły im także aresztowania, ponieważ otrzymali wiadomość, że policja Konstantego ustaliła już listę spiskowców. Podchorążowie wzniecili więc insurekcję, chcąc pociągnąć za sobą do walki wojsko oraz społeczeństwo.

 Prawie 10 tysięcy żołnierzy polskich i ponad 6 tys. rosyjskich stacjonowało wówczas w Warszawie, jednak ta dysproporcja była jedynie pozornie korzystna dla spiskowców, którzy nie mieli pewności, czy żołnierze, zwłaszcza dowódcy, w chwili ogłoszenia powstania opowiedzą się po ich stronie.

 

Walki rozpoczęły się 29 listopada o godzinie 18.00. Sygnałem miał być pożar browaru na Solcu, jednak lecz nieoczekiwanie wyznaczeni do jego wzniecenia ludzie długo nie mogli wykonać swojego zadania. Aby ratować sytuację, do akcji przystąpił podporucznik Piotr Wysocki, który wtargnął na wykład z taktyki w Szkole Podchorążych w Łazienkach, przerywając zajęcia i krzycząc do słuchaczy: – Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów! - na apel Wysockiego odpowiedziało ponad 160 podchorążych, który wyruszyli na miejsce zbiórki, czyli pod pomnik króla Jana III Sobieskiego.

 

Grupa licząca osiemnaście osób wtargnęła do Belwederu z zamiarem pojmania lub zabicia na miejscu wielkiego księcia Konstantego, który jednak przeczekał napad na strychu. Udało mu się schronić dosłownie w ostatniej chwili. Wysocki przebijał się z Łazienek w stronę placu Trzech Krzyży, a podchorążowie maszerowali Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem, wzywając mieszkańców: „Polacy, do broni!” W odpowiedzi słyszeli jednak tylko trzask zamykanych bram i okiennic, a generałowie spotykani po drodze – w większości byli napoleońscy oficerowie - odwracali się od nich. W stronę spiskowców padały także groźby i wyzwiska.

 

Książę Konstanty przedarł się tymczasem do oddziałów rosyjskich przy placu Broni i w Alejach Ujazdowskich. Stacjonowały tam też oddziały złożone z polskich żołnierzy, którzy pozostali wierni księciu. Około godziny 21.00 żołnierzom 4 Pułku Piechoty udało się opanować Arsenał, a wówczas broń popłynęła strumieniem w ręce mieszkańców Warszawy. Było to spełnienie czarnych snów Konstantego, generalicji oraz arystokracji, ponieważ broń trafiła w ręce „zrewoltowanego pospólstwa”. Wspólnie z żołnierzami warszawiacy po północy opanowali Stare Miasto, a także Powiśle i Pragę. Książę dał rozkaz odwrotu do Wierzbna. Gdyby nie Joachim Lelewel i tzw. klub patriotyczny, powstanie zostałoby rozbrojone. Inteligenci skupieni wokół Lelewela, choć postanowili paktować z Konstantym i carem, to nie zamierzali gasić powstania.

 

Choć w tej wojnie polsko-rosyjskiej istniały szanse zwycięstwa, nie wierzył w nie do końca żaden z powstańczych dowódców.

 

 

Źródło: Polska Zbrojna

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy