Australijski marynarz trzy godziny spędził na latarni morskiej na Oceanie Spokojnym. Z powodu silnych fal, został wyrzucony za burtę. Mężczyzna wspiął się na drabinę i czekał na pomoc.
64-letni David Simpson wypadł z łodzi w wyniku silnego uderzenia fali. Sam pokonał kilometr do nadajnika wodnego, na którego drabinę zdołał się wspiąć. Tam czekał na ratunek.
- Fala uderzyła w łódź. Próbowałem zabezpieczyć ponton, ale lina się zepsuła. Uderzył we mnie i wypadłem około 2,5-3 metrów za burtę - mówił.
Statek bez załogi, ale z wciąż pracującym silnikiem i psem na pokładzie odkrył inny marynarz, który zawiadomił służby. Simpson podkreślił, że próbował zwrócić na siebie uwagę w każdy możliwy sposób. Zdjął nawet spodenki, by nimi machać.
Trzy godziny po wszczęciu alarmu mężczyznę - 1,6 mil od jego statku - odnalazł helikopter.
- Miał szczęście, że udało mu się dopłynąć do latarni - zauważył dowódca straży przybrzeżnej Mooloolaba.
Obecnie trwają próby wypchnięcia - osiadłego na mieliźnie - statku Simpsona.