Co najmniej sześć osób zginęło w czterech zamachach bombowych w Kairze, co nasiliło obawy, że islamistyczna rebelia zbrojna nabiera rozmachu w trzy lata po wybuchu społecznej rewolty, która obaliła autokratycznego prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka.
Najpoważniejszy z tych ataków został przeprowadzony wcześnie rano na parkingu kairskiego urzędu bezpieczeństwa, gdzie terrorysta samobójca zdetonował załadowany materiałem wybuchowym samochód. Jak podały władze, zginęło tam co najmniej czterech ludzi, w tym trzech policjantów, a 76 osób zostało rannych. Według cytowanych przez państwową telewizję egipską świadków, po eksplozji budynek ostrzelali jadący na motocyklach napastnicy.
W trzy godziny później w kairskiej dzielnicy Dokki osoba przejeżdżająca obok pojazdu sił bezpieczeństwa rzuciła granat. Zginął jeden policjant, a 15 osób, w tym pięciu funkcjonariuszy, zostało rannych. Natomiast wybuch przed komisariatem policji w należącej do aglomeracji Kairu Gizie nie pociągnął za sobą ofiar w ludziach.
W godzinach popołudniowych podłożony wcześniej ładunek wybuchowy eksplodował w pobliżu kina przy prowadzącej do Gizy ulicy Haram. Celem zamachu była kolumna samochodów z policjantami, którzy powracali z akcji tłumienia zamieszek wywołanych przez zwolenników obalonego islamistycznego prezydenta Mohammeda Mursiego.
Ponadto w starciach stronników Mursiego z siłami bezpieczeństwa w Kairze i kilku innych egipskich miastach zginęło w piątek 11 osób.
Od czasu odsunięcia Mursiego od władzy przez wojsko w lipcu ubiegłego roku Egipt jest sceną ustawicznych ulicznych demonstracji aktywistów islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego, z którego wywodzi się obalony prezydent. Tłumienie tych protestów spowodowało setki ofiar śmiertelnych.
Jednocześnie wyraźnie nasiliła się islamistyczna rebelia zbrojna, która ma swój matecznik na Synaju. Od lipca rebelianci zabili kilkaset osób, atakując przede wszystkim personel aparatu bezpieczeństwa.