W obronie Polski wyraźnie stanął francuski dziennik „Le Figaro”. Dyrektor ultrakatolickiego radia, obwiniany o antyżydowskie resentymenty, zorganizował konferencję z udziałem czołowych przedstawicieli parlamentu izraelskiego. Ambasadorem Polski w Kazachstanie został wieloletni imam Gdański, członek mniejszości tatarskiej i członek PiS. A murzyński aktywista złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez europosła Guya Verhofstadta za słowa o polskich faszystach. To nie jest burdel na kółkach, ale rzeczywistość świata, który jest jak zwykle bardziej skomplikowany, niż wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka - pisze Lucie Sulovská w czeskim Echo24.
Kontrowersyjny ksiądz, dyrektor Radia Maryja i powiązanych mediów Tadeusz Rydzyk zorganizował w Toruniu panel o Polakach ratujących Żydów – niewiele by to znaczyło samo w sobie, gdyby na konferencję poza przedstawicielami rządu polskiego nie przyjechała również delegacja polityków i duchownych z Izraela, na czele z kilkoma posłami Knesetu z partii rządowej Likud. Tygodnik „Do Rzeczy” nazwał to „policzkiem dla warszawskiego salonu”, który przez długie lata pielęgnował obraz Rydzyka jako największego wroga Żydów w Polsce. „O tym, kto jest w Polsce antysemitą, przestała decydować Gazeta Wyborcza”, pisze Do Rzeczy z uderzeniem w liberalny polski dziennik. To on wyraził niesmak związany z poczynaniami Rydzyka i odkrył spisek rządu polskiego z prawicowymi lobbystami izraelskimi. Coś w tym oczywiście jest.
W 2014 roku dotychczasowego ambasadora Davida Pelega zastąpiła bardziej niezależna Anna Azari. Urodziła się na okupowanej przez Sowietów Litwie i mieszkała tam trzynaście lat, zanim jej rodzina wyemigrowała do Izraela. Była ambasadorem Izraela na Ukrainie, w Mołdawii i w Rosji, gdzie rozmawiała z Władimirem Putinem. Azari przyzwyczaiła się do większej wiary w swoje doświadczenie niż w to, co piszą media. Swoje zrobiło również wskrzeszenie antysemityzmu przez arabskich migrantów i ich potomków w Europie Zachodniej i gardzona V4 stała się największym przyjacielem Izraela w regionie. Według senatora Adama Bielana z PiS po odejściu Wielkiej Brytanii, „Polska i Czechy stały się najbardziej proizraelskimi krajami w UE, a Europarlament wyraża się w coraz bardziej nieprzyjaznym tonie w stosunku do Izraela. We Francji lub w Holandii kandydaci lewicy i centrum, żeby uzyskać głosy muzułmanów co raz częściej sięgają do retoryki przeciwko Izraelowi. Ostatecznie to rząd Natanyahu na polu międzynarodowym obrywa podobnie jak ten polski i nierzadko od tych samych kręgów. I to jest odwieczna prawda, że wspólni wrogowie łączą bardziej niż przyjaciele.
Polacy historycznie z antysemityzmem mieli większy problem niż Czesi. Przedwojenny podział i struktura społeczności żydowskiej dawały więcej powodów do ataków (np. na polskiej wsi przed wojną większość żydowskich mieszkańców stanowili ultraortodoksyjni chasydzi, a w Czechach większość Żydów była zasymilowana), ale znalazło się też niemało przypadków odwrotnych - Polacy są narodem z największą liczbą „Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”, odznaczeni za pomoc Żydom, stanowią jedną czwartą wszystkich odznaczonych. Wielu Polaków zginęło za udzielanie pomocy Żydom.
Należy dodać, że w większości nie chodziło o członków liberalnych elit (Polska lat 30. była jednym z najbardziej liberalnych krajów w Europie – jako jedna z pierwszych zalegalizowała homoseksualizm i na pewnych warunkach również aborcję), ale o tych katolickich mieszkańców wsi, którym religia nakazywała pomoc bliźniemu. Należeli do nich na przykład Ulmowie, rolnicy z do dziś najbardziej katolickiej części Polski – województwa podkarpackiego, którzy w swoim domu ukryli ośmioro Żydów. Niemcy najpierw zabili wszystkich Żydów, później głowę rodziny Józefa Ulma, jego ciężarną żonę Wiktorię i dzieci Ulmów w wieku osiem, sześć, pięć, cztery, trzy i dwa lata. Prawdopodobnie donosicieli niedługo po tym zabili członkowie ruchu oporu, a ciała Ulmów ich sąsiedzi mimo zakazu wykopali i pochowali w trumnach. Ulomowie jako ortodoksyjni katolicy (od roku 2003 trwa proces ich beatyfikacji) mieliby z pewnością bliżej do Radia Maryja niż do „Gazety Wyborczej”.
Innym rozdziałem jest stosunek do mniejszości tatarskiej. Historyczna społeczność Tatarów muzułmańskich we wschodniej Polsce jest chronioną częścią dziedzictwa narodowego. Część z nich do tej pory żyje na terytorium, które podarował im król Jan III Sobieski za to, że wraz z Polakami walczyli przeciwko Osmanom. Tutejszy islam ma postać folklorystyczną. Klucznica – meczetowa otworzy zainteresowanym drewniany meczet z osiemnastego wieku, a w restauracji podadzą jagnięcinę. W wyborach zwycięża tu PiS, migrantów tutaj nie chcą jeszcze bardziej niż reszta, przynajmniej tych muzułmańskich – stosunki między tatarskim Muzułmańskim Związkiem Wyznaniowym w Polsce i większościowo arabską Ligą Muzułmańską w Polsce są zamrożone. Tatarzy boją się przybyszów, są radykalni, słowami Selima Chazbijewicza „przynoszą zupełnie inny islam, niż my znamy”. Muzułmański Związek Wyznaniowy odmówił przyjęcia uchodźców w oficjalnym stanowisku, jako jedyne zrzeszenie wyznaniowe w Polsce.
Właśnie Chazbijewicza, profesora uniwersyteckiego i przyjaciela Kaczyńskiego, o którym napisał nawet wiersz, obecnie rząd wysłał jako ambasadora do Kazachstanu i Kirgistanu. Chazbijewicz w 2003 roku był imamem gminy muzułmańskiej w Gdańsku. Później liczebnie przeważyli „nowi” muzułmanie, tj. pochodzenia imigranckiego – i imamem został Palestyńczyk Hani Hraish. Ma on wprawdzie polskie obywatelstwo, ale jest to jednak trochę inna klasa niż zasymilowani Tatarzy. W 2010 roku na przykład w dyskusji publicznej na uniwersytecie oświadczył, że Izrael jest źródłem wszelkiego zła, i że należałoby praktykować kary muzułmańskie.
A żeby tych paradoksów nie było zbyt mało, na byłego premiera Belgii i szefa frakcji liberałów ALDE Guya Verhofstadta złożył doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa polski katolicki aktywista Bawer Aondo Akaa. Potomek Nigeryjczyka i Polki, przykuty do wózka wojownik przeciwko aborcji, brał udział w dorocznym Marszu Niepodległości w Warszawie. Verhofstadt pod adresem marszu oświadczył, że „sześćdziesiąt tysięcy faszystów, nazistów i białych supremacystów maszerowało trzysta kilometrów od Oświęcimia”.
Nie żeby udział jednego mulata legitymizował marsz – ale jak rzecznik organizacji, która jest współorganizatorem wydarzenia powiedział, że „murzyn może być wprawdzie dobrym obywatelem Polski, uczestnikiem naszych manifestacji, ale nie może zostać członkiem naszej organizacji, ponieważ nie jest Polakiem”, został w ciągu kilku godzin odwołany, a jego wypowiedzi napiętnowane przez organizatorów marszu. Trudno wyobrazić sobie coś podobnego w Partii Robotniczej lub u słowackich kotlebowców, do których polscy narodowcy są niesprawiedliwie porównywani. Trudno sobie coś podobnego wyobrazić w dziś de facto rządowej SPD.
I jest też artykuł w dzienniku Le Figaro. Patrick Edery pisze, że „w czasie ostatnich dwóch lat Polska w Unii Europejskiej stała się symbolem absolutnego zła. Pod jej adresem padają mocno przesadzone agresywne słowa”. Przesadzone są sądy stron polskiego antysemityzmu, nacjonalizmu lub islamofobii – to dlaczego miałyby nie być przesadzone sądy o nadchodzącym totalitaryzmie, likwidacji władzy sądowniczej lub wolnych mediów?