Od 24 lutego, czyli pierwszego dnia rosyjskiej napaści na Ukrainę, stanowisko niemiecka kanclerza pozostaje nie do końca jasne. Z jednej strony, owszem, Olaf Scholz deklaruje jedność i solidarność z Kijowem, z drugiej jednak nie robi nic, aby pokazać, że nie są to tylko puste słowa. Taka postawa szefa rządu federalnego odbija się na całym naszym regionie. "W Europie wstrząśniętej skutkami wojny Rosji na Ukrainie kanclerz Niemiec Olaf Scholz deklaruje solidarność, ale dba tylko o interes swojego kraju", pisze w analizie brukselski portal Politico. Jak dodano - "zapewnienia Scholza nie działają zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej, która nauczyła się oceniać władze w Berlinie po czynach, a nie słowach".
"W Europie wstrząśniętej skutkami wojny Rosji na Ukrainie Scholz deklaruje solidarność, jednocześnie prowadząc Niemcy osobnym szlakiem. Niezależnie od tego, czy kwestia dotyczy dostaw broni na Ukrainę, czy tego, jak złagodzić wpływ rosnących cen gazu ziemnego, podejście Scholza jest jasne: Niemcy przede wszystkim" - pisze portal.
"Plan Berlina dotyczący utworzenia funduszu ratunkowego o wartości 200 mld euro na dotowanie niższych cen gazu wywołał w zeszłym tygodniu wściekłą reakcję niektórych europejskich przywódców. Polski premier Mateusz Morawiecki oskarżył nawet Scholza o egoizm i niszczenie jednolitego rynku. Wyraził obawę, że niemieckie dotacje dadzą tamtejszym producentom nieuczciwą przewagę nad przemysłem w innych krajach UE" - przypomina Politico.
Zobacz też: Niemieckie media: Putin jest wyjątkowo słaby. Co zrobi kanclerz Scholz?
Zwracając uwagę, że premier Polski nigdy nie był fanem rządu Scholza, przyznaje, że głos Morawieckiego nie jest w UE odosobniony. Podobne obawy wyraziła zarówno fińska premier Sanna Marin, jak i szefowa rządu Estonii Kaja Kallas.
"Scholz bronił planów Berlina, mówiąc, że inne kraje w Europie podejmują podobne kroki. To prawda, ale żaden z tych programów nie zbliża się nawet do rozmiarów niemieckiej propozycji. To, co martwi europejskich liderów bardziej niż szczegóły funduszu gazowego Scholza, to rosnąca tendencja największego gracza na kontynencie do samodzielnego zajmowania się kluczowymi kwestiami gospodarczymi i bezpieczeństwa, które, jak się obawiają, osłabią europejską spójność" - wyjaśnia Politico.
"Na przykład w ciągu kilku godzin po rosyjskiej inwazji na Ukrainę Scholz zareagował ogłoszeniem specjalnego funduszu wsparcia o wartości 100 mld euro przeznaczonego nie na bezpieczeństwo europejskie, ale na Niemcy. Podobnie podejście jego rządu wobec możliwych niedoborów gazu i energii elektrycznej tej zimy skoncentrowało się na Niemczech, a nie na Europie. W zeszłym tygodniu Scholz odwiedził Hiszpanię, gdzie naciskał na dokończenie budowy nowego gazociągu z Półwyspu Iberyjskiego do Europy Północnej, aby zrekompensować sobie dostawy utracone przez Niemcy z Rosji. Macron głośno sprzeciwił się inwestycji, która miałaby przecinać terytorium Francji, argumentując, że nie ma ona ekonomicznego sensu. Pogląd ten podziela Komisja Europejska, ale niemiecki kanclerz i tak prze naprzód, sondując nawet, czy projekt może całkowicie obejść Francję" - wylicza portal.
Pisaliśmy wcześniej: Biden i Scholz porozmawiali ws. działań Putina. Wiemy w jakim tonie
Choć Scholz tradycyjnie zapewnia o "solidarności europejskiej", to zaklęcia te nie działają, zwłaszcza na kraje z Europy Środkowo-Wschodniej, które nauczyły się oceniać Berlin po działaniach, a nie słowach - podkreśla Politico.
"Wiele europejskim stolicom zależy na niemieckiej koordynacji i pieniądzach, ale odnoszą się one nieufnie do idei przywództwa Berlina. Wieloletnie, uparte stawianie przez RFN na rosyjski gaz i (...) 'dialog' z Moskwą w obliczu powtarzających się występków prezydenta Władimira Putina - nie wspominając o odmowie Scholza udzielenia Ukrainie silniejszego wsparcia militarnego - odarły Berlin z wiarygodności, szczególnie w Europie Środkowej i Wschodniej" - konkluduje portal.