– Po powołaniu nowego rządu Francji nastała tam "wojna dwóch lewic" – uważa lider centrystów Francois Bayrou. Część socjalistów nie chce poprzeć rządowych reform. Nam rozpoczętym forum rządzącej Partii Socjalistycznej w La Rochelle może nastąpić rozłam.
W piątek w La Rochelle zaczęła się coroczna wewnętrzna debata Partii Socjalistycznej zwana Letnim Uniwersytetem. Z rozmów Le Figaro ze zbuntowanymi socjalistami wynika, że skończyć się to może podziałem na dwa obozy: zwolenników premiera Manuela Vallsa, nowego rządu i liberalnych reform gospodarczych oraz tzw. frondystów niechętnych i premierowi i jego gabinetowi, a nade wszystko zwrotowi partii w kierunku centrum.
Valls, który powołał we wtorek nowy gabinet w zmienionym nieco składzie, doprowadził, zdaje się, do rewolty w PS zarówno poprzez usunięcie ministrów-dysydentów, jak i wygłoszenie czegoś na kształt prorynkowego expose.
Premier "złożył u stóp pracodawców trupa lewicy" – uznali francuscy komuniści po środowym wystąpieniu Vallsa na forum zorganizowanym przez Medef, organizację zrzeszającą pracodawców. Według Le Figaro po wystąpieniu Vallsa "lewica oniemiała".
Szef Medefu Pierre Gattaz uznał, że przemówienie premiera stanie się cezurą w historii Francji. – Będzie to, co było przed i to, co będzie po expose – oświadczył.
– Przestańmy wreszcie przeciwstawiać sobie państwo i przedsiębiorstwa, szefów firm i pracowników, organizacje pracodawców i związki zawodowe (...). Nasz kraj pada pod ciężarem takich postaw – mówił Valls.
To wystąpienie zostało wręcz nazwane "zamachem stanu" przez Le Figaro, tak dalece premier postuluje zerwanie z pewnymi dogmatami socjalistów i wyznacza rządowi kierunek "socjalistyczno-liberalny" – pisze konserwatywny dziennik.
Linia polityczna Vallsa stanowi na tyle radykalne odejście od przyzwyczajeń francuskich socjalistów, że zdaniem Bayrou, przywódcy centrowego Ruchu Demokratycznego (MoDem), nadchodzi we Francji "wojna dwóch lewic". Prezydentowi Francoisowi Hollandowi nie pozostaje, zdaniem Bayrou, nic innego jak "rozpisanie referendum w sprawie kierunków polityki gospodarczej Francji(...), podanie się do dymisji (...), lub rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego".
Po wystąpieniu Vallsa jeden z frondystów w PS, Laurent Baumel powiedział konserwatywnemu Le Point, że premier dał jasno do zrozumienia, iż szykuje partię do głębokiej przemiany na wzór tej, jaką narzucił brytyjskim laburzystom Tony Blair w latach 90. Valls chce nawrócić PS "na wiarę w wolny rynek", a to jest "ideologiczna propozycja zerwania ze wszystkim, w co wierzyliśmy na lewicy od dziesięcioleci" – uważa Baumel.
Od stanowiska premiera odżegnuje się też lider skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon; do skonsolidowania sił radykalnych wezwał w czwartek rzecznik francuskich komunistów Olivier Dartigolles.
Premier mówił na forum Medef, że Francja "od 40 lat żyje ponad stan". Zdaniem profesora nauk politycznych Christophe'a Bouillauda, Valls powiedział otwarcie to, czego Hollande "nie miał odwagi powiedzieć wyborcom". Jest więc prawdopodobne, że na lewicy nastąpi rozłam, a część zwolenników PS przeniesie się do Frontu Lewicowego (FG) Melenchona - mówi Bouillaud w rozmowie z Le Figaro.
Resztki starej lewicy - frondyści z PS, FG i Zieloni - mogą wręcz utworzyć nowy ruch, który przeciwstawi się przesunięciu socjalistów ku politycznemu centrum - prognozuje Bouillaud. Ale nie musi to nastąpić szybko i nie wróży upadku gabinetu Vallsa.
Całe zamieszanie na lewicy nie musi bowiem stanowić o słabości rządu, który chwali na łamach Le Point znana publicystka Michele Cotta. – To przede wszystkim rząd bardzo odważny, wykraczający poza dogmaty, i którego cele są jasne"; zaś zważywszy na stagnację gospodarki, stan finansów państwa, brak konkurencyjności francuskich przedsiębiorstw, jest to być może "rząd ostatniej szansy – pisze Cotta.
Jej zdaniem bardzo dobrze rokuje powierzenie resortu gospodarki Emmanuelowi Macronowi - byłemu doradcy prezydenta ds. gospodarczych i finansowych. Jest on współautorem pakietu reform zwanego "paktem odpowiedzialności", który rząd forsuje od wiosny.
Powstanie nowego gabinetu, który Francuzi nazwali "Valls II" daje wreszcie szanse na wdrożenie paktu. – To spójny rząd, który może naprawić zepsutą Francję – argumentuje Cotta. Naprawa ta wymaga "redukcji deficytu w elastycznym tempie, wsparcia przedsiębiorstw i zwiększenia konkurencyjności Francji poprzez obniżenie kosztów pracy" – przypomina Le Point.
Na fatalny wpływ tych kosztów na kondycję francuskiej gospodarki zwracał od dawna uwagę Economist, który obliczył, że pochłaniają one dwie trzecie zysków przedsiębiorstw.
Cotta przyznaje, że gabinet "Valls II" może się okazać kruchy, zważywszy na to, jak maleje poparcie dla niego ze strony "lewicy na lewicy", oburzonej wejściem do rządu "liberalnego" Macrona i od dawna uznającej Vallsa za centrystę.
Być może jednak rządowe reformy poprze centrowa i liberalna opozycja – pisze Cotta. Dodaje, że centroprawicowa Unia Demokratów i Niezależnych (UDI) już dała do zrozumienia, że zagłosuje na wybrane projekty.
Dwustu deputowanych PS (spośród 290) ogłosiło w czwartek, że "podpisuje się pod drogą obraną przez Hollande'a". Są więc jeszcze szanse, że rząd będzie miał większość parlamentarną, by wdrożyć reformy.
Zabiegał o nie Guy Sorman, który już w 2008 roku w książce "Ekonomia nie kłamie" ostrzegał, że kosztowny model francuskiego państwa jest nie do utrzymania. W maju 2014 roku inny polityk-filozof Jacques Attali napisał w książce "Urgences francaises" (Pilne sprawy Francji), że wprowadzenie liberalnych reform jest dla kraju i demokracji "sprawą życia lub śmierci". Tylko nagrodzony Noblem ekonomista Paul Krugman ocenił w piątkowym New York Times, że Hollande zawiódł Francję i Europę, ulegając nawoływaniom do liberalizacji gospodarki. Artykuł Krugmana nosi tytuł "Upadek Francji".