Najemnicy rosyjskiej Grupy Wagnera, którzy są na Białorusi, nie stanowią obecnie zagrożenia dla naszego państwa, ale mogą uczestniczyć w prowokacjach na granicy z Ukrainą i innymi krajami - powiedział w niedzielę Andrij Demczenko, rzecznik ukraińskiej straży granicznej.
Demczenko poinformował, że obecnie na Białorusi jest kilkuset wagnerowców - pisze Ukrainska Prawda. Ocenił, że liczba ta nie pozwala na stworzenie grupy uderzeniowej, więc nie stanowi zagrożenia dla Ukrainy.
Analitycy wojenni informują,że tzw. Wagnerowcy ,szkola białoruskie wojsko.
— Teresa (@Teresa05655643) July 16, 2023
A rosyjska propaganda twierdzi, że bojownicy tej grupy mogą zająć przesmyk suwalski, który łączy Białoruś z Królewcem. To de facto atak na całe NATO ,bo ten kawałek ziemi leży na terenie Polski i Litwy. pic.twitter.com/Trqb6xW1S1
Jednak - ostrzegł - Białoruś może wykorzystać najemników do innych celów, np. do destabilizacji sytuacji na granicy z Ukrainą albo innymi państwami.
Rzecznik przekazał, że wagnerowcy przebywają obecnie co najmniej 100 km od granicy z Ukrainą.
Dzień wcześniej Demczenko informował, że ukraińska straż graniczna rejestruje przemieszczanie się na Białorusi poszczególnych oddziałów najemniczej rosyjskiej Grupy Wagnera.
W sobotę sekretarz stanu w KPRM, zastępca ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn, przekazał, że Grupa Wagnera jest obecna na Białorusi, a polskie służby monitorują sytuację.
Pierwsze doniesienia o możliwym skierowaniu Grupy Wagnera na Białoruś pojawiły się pod koniec czerwca br. Rosyjskie i białoruskie media niezależne podawały wówczas liczbę 8 tysięcy ludzi i prognozowały, że rosyjscy najemnicy będą stacjonowali w obwodzie mohylewskim, w rejonie Osipowicz. Znajduje się tam opuszczona do niedawna, a potem pospiesznie remontowana, baza we wsi Cel - była baza wojskowa białoruskich wojsk rakietowych.