Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) zdementowała doniesienia mediów o jej operacji wymierzonej w rosyjską prywatną firmę wojskowej tzw. grupę Wagnera, która skutkowała zatrzymaniem kilkudziesięciu jej członków w lipcu na Białorusi. "Te informacje to zwyczajny fejk. A jego pierwszym źródłem, podkreślamy, ponad tydzień temu było rosyjskie wydanie" - napisano w komunikacie SBU.
Zaznaczono, że żaden pracownik SBU nie brał udziału w rozmowach bojowników z osobą rzekomo ich werbującą, które jakoby były zarejestrowane na nagraniach. Doniesienia te określono jako "wrzutkę informacyjną".
We wtorek portal Ukraińska Prawda, powołując się na rozmówców w Głównym Zarządzie Wywiadu Ministerstwa Obrony i w SBU oraz dziennikarz Jurij Butusow, redaktor naczelny portalu Cenzor.net, podali, że służby specjalne Ukrainy przygotowywały operację mającą doprowadzić do zatrzymania grupy tzw. wagnerowców i w tym celu zwabili ich na Białoruś. Według medialnych doniesień operacja się nie powiodła, gdy o planach poinformowano biuro prezydenta Ukrainy.
Ukraińska Prawda napisała, że według źródeł operacja rozpoczęła się ponad rok temu. W grupie, którą planowano zatrzymać, były osoby mogące być powiązane m.in. z zestrzeleniem w 2014 roku malezyjskiego Boeinga 777 nad Donbasem.
W ramach operacji specjalnej bojownicy jakoby zostali zatrudnieni na podstawie podrobionych umów do ochraniania odwiertów naftowych w Wenezueli. Podczas werbunku mieli mówić o przestępstwach, jakich dopuścili się na terytorium Ukrainy, ponieważ myśleli, że pokazują w ten sposób "pracodawcy" poziom swoich "kwalifikacji" - podała Ukraińska Prawda.
Jak dodano, grupa składała się z 33 osób, a 28 z nich miało zostać zatrzymanych. Dziewięciu było obywatelami Ukrainy, nie wszyscy służyli w tzw. grupie Wagnera - przekazała Ukraińska Prawda.
Zgodnie z planem mieli rzekomo wylecieć z Mińska 25 lipca do Stambułu, a podczas lotu samolot miał mieć przymusowe lądowanie na jednym z ukraińskich lotnisk, gdyż agent SBU miał zgłosić złe samopoczucie. Na pokład mieli wejść funkcjonariusze służb specjalnych pod przykrywką pracowników medycznych. Wtedy tzw. wagnerowcy mieliby zostać zatrzymani.
Planu nie udało się zrealizować - pisze Ukraińska Prawda. 24 lipca wiceszef SBU Rusłan Baraneckyj i szef Głównego Zarządu Wywiadu Wasyl Burba poinformowali o finalnym stadium operacji w biurze prezydenta. Jak czytamy, na spotkaniu byli obecni m.in. prezydent Wołodymyr Zełenski, szef jego biura Andrij Jermak, pierwszy wiceszef Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Rusłan Demczenko, wiceszef biura prezydenta ds. obrony Roman Maszowec i sekretarz prezydenta Marija Łewczenko.
Jermak jakoby poprosił o przełożenie operacji, powołując się na rozmowy z doradcą prezydenta Rosji Władimira Putina i to, że operacja mogłaby zniweczyć proces wymiany jeńców oraz zawieszenie broni w Donbasie - twierdzi serwis. Według portalu Zełenski poparł pozycję Jermaka i operację przełożono na 30 lipca.
Jak czytamy na portalu, ukraiński wywiad podejrzewa, że mogło dojść do wycieku informacji do rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). W rezultacie 29 lipca w Mińsku zatrzymano bojowników, a następnie przekazano ich Rosji 14 sierpnia, mimo tego, że o ich ekstradycję zwróciła się Ukraina.
Jak pisze Ukraińska Prawda, 3 sierpnia Zełenski ponownie zwołał naradę, na której Burba rzekomo oświadczył, że operacja zakończyła się fiaskiem z powodu zdrady. Zaapelował o zbadanie wariografem wszystkich, którzy wiedzieli o operacji, w tym jego samego, Jermaka, Demczenkę i Myszcowa. Nie podjęto decyzji w tej sprawie, nie wszczęto też kontroli w związku z niepowodzeniem operacji - dodaje portal.
Serwis zaznacza, że Zełenski zdymisjonował 5 sierpnia Burbę i mianował nowego szefa Głównego Zarządu Wywiadu, a Baraneckyj poszedł na bezterminowy urlop.