Wschodnie wybrzeże USA pozbawione jest prądu. Szacuje się, że przez powodzie i silne wiatry, sięgające 130 km na godzinę, dwa miliony ludzi jest odciętych od cywilizacji. Do tej pory zginęło pięć osób, w tym dwoje dzieci, które zostały przegniecione przez spadające drzewa.
Najdotkliwiej brak prądu odczuli w Wirginii i Wirginii Zachodniej, Ohio, Maryland, Michigan i w samym Nowym Jorku.
W piątek, na ulice Bostonu, wdarła się woda. Wiele domów obłożono workami z piaskiem. Władze zaleciły natychmiastową ewakuację.
W piątek, z wielu lotnisk na wschodnim wybrzeżu, odwołano ponad 2800 lotów.
W Quincy w stanie Massachusetts policja pomagała wydostać się ludziom uwięzionym w pojazdach na zalanych ulicach. W stanie tym gubernator Charlie Baker uruchomił 200 członków Gwardii Narodowej do mocy ofiarom powodzi i śniegu. W Pensylwanii gubernator Tom Wolf wysłał natomiast 90 członków Gwardii do pomocy w miejscowościach w górach Poconos, gdzie zanotowano silne opady śniegu.
Donald Trump, który podróżował do Karoliny Północnej na pogrzeb wielebnego Billy'ego Grahama, zmuszony był wystartować z lotniska im. Dullesa, zamiast z bazy lotniczej Andrewsa w Maryland, gdzie stacjonuje Air Force One.