Linden Cameron dostał ataku i krzyczał na całe gardło. Ponieważ matka nie mogła go sama uspokoić, zadzwoniła po pomoc na numer alarmowy, wyjaśniając telefonistce stan syna. W „sukurs” przyjechała policja, kazała wrzeszczącemu dziecku położyć się na ziemi, a gdy ono nie posłuchało... oddała do niego kilka strzałów.
Kryzys Lindena spowodowany był nieobecnością matki, która po powrocie z pracy zastała go rozpaczającego na cały głos. - Synek nie był przecież uzbrojony, tylko chciał zwrócić na siebie uwagę, policja powinna była postępować z nim delikatnie – opowiadała mediom Golda Barton.
- Tymczasem po tym, jak otworzyłam im drzwi, od razu zażądali, aby położył się na ziemi, a po pięciu minutach otworzyli ogień – dodała. Chłopiec z ranami na plecach, kostkach, w okolicach wyrostka i pęcherza moczowego został odwieziony do szpitala. Jego stan nie jest znany.