Przebywający z wizytą w Baku szef tureckiego MSZ Mevlut Cavusoglu wezwał we wtorek wspólnotę międzynarodową, aby wspierała Azerbejdżan w konflikcie z Armenią o Górski Karabach. Kwestionował użyteczność zawieszenia broni w tej separatystycznej ormiańskiej enklawie.
Do wizyty Cavusoglu w Baku dochodzi kilka dni po apelu Francji, Rosji i USA, współprzewodniczących Grupie Mińskiej OBWE, odpowiedzialnej od 1992 r. za rozwiązanie konfliktu między Armenią i Azerbejdżanem o Górski Karabach, o "natychmiastowy i bezwarunkowe zawieszenie broni" w tej enklawie na terenie Azerbejdżanu.
- Nie ma niczego nowego (w wezwaniu Grupy Mińskiej), nadal stawiają ciemiężcę i uciśnionego na równych prawach - oświadczył Turek.
Według niego takie samo podejście do obu krajów oznacza "wynagrodzenie Armenii", chociaż Górski Karabach jest w świetle prawa międzynarodowego terytorium Azerbejdżanu. - Będziemy stać u boku naszych azerbejdżańskich braci dziś i jutro" - zapewnił. "Chciałbym powiedzieć całemu światu, że Górski Karabach należy do Azerbejdżanu, jest to terytorium okupowane, którego nie można było wyzwolić pomimo wszystkich wcześniejszych decyzji" pośredników międzynarodowych - zaznaczył Cavusoglu.
Oskarżył także siły armeńskie o przeprowadzanie ataków na ludność cywilną Azerbejdżanu. "Mamy tu do czynienia ze zbrodniami przeciwko ludzkości i pogwałceniem Konwencji Genewskich - oświadczył.
Tymczasem Górski Karabach poinformował, że kolejnych jego 21 żołnierzy zginęło w walce z siłami azerbejdżańskimi, zwiększając bilans ofiar wśród wojskowych do 244 od wybuchu starć 27 września - podała agencja Reutera. Wśród cywilów odnotowano 19 ofiar śmiertelnych. Z kolei Azerbejdżan nie poinformował do tej pory o stratach wśród wojskowych; śmierć poniosło za to 46 cywilów - podaje AFP.
AFP wskazuje, że zaciekłe walki w konflikcie o Korabach trwały we wtorek, przy czym każda ze stron informowała o zwycięstwie i wykazywała determinację, pomimo wezwań wspólnoty międzynarodowej do rozejmu i liczby ofiar wśród cywilów.
W ciągu ostatnich dwóch dni obie strony oskarżały się nawzajem o celowe nasilenie bombardowań na mieszkalne obszary miejskie, w tym na nieformalną stolicę Górskiego Karabachu, Stepanakert, i drugie co do wielkości miasto Azerbejdżanu - Gandżę. Dziennikarze AFP widzieli wiele domów zniszczonych w wyniku ostrzału rakietowego po obu stronach i zebrali wypowiedzi świadków na ten temat.
W porannym oświadczeniu ministerstwo obrony Azerbejdżanu poinformowało, że przeciwnikowi zadano "ciężkie straty w ludziach i sprzęcie wojskowym", twierdząc, że "wojska armeńskie były zmuszone się wycofać". Z kolei przywódca samozwańczej Republiki Górskiego Karabachu Arajik Harutiunian powiedział, że jego armia "z powodzeniem wypełnia swoje zadania" i "wszystko jest pod kontrolą".
Tymczasem prezydent Syrii Baszar el-Asad oskarżył we wtorek prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana o wzniecenie konfliktu między Armenią a Azerbejdżanem o Górski Karabach i powiedział, że Ankara wysyła bojowników w ten region.
Turcja, bliski sojusznik muzułmańskiego Azerbejdżanu, zaprzeczyła wysłaniu najemników w sporny region.
W wywiadzie udzielonym rosyjskiej agencji Ria-Nowosti Asad powiedział, że Erdogan "wspiera terrorystów w Libii i, że jest głównym inicjatorem (ostatniej odsłony) konfliktu w Górskim Karabachu między Azerbejdżanem a Armenią". Syryjski przywódca powiedział również, że bojownicy z Syrii zostali wysłani do udziału w konflikcie. Po raz pierwszy takie zarzuty wobec Turcji postawił prezydent Francji Emmanuel Macron; oskarżył on Turcję o wysyłanie syryjskich dżihadystów do walki o Górski Karabach, czemu Ankara i Baku skwapliwie zaprzeczają. "Damaszek może to potwierdzić" - powiedział Asad.
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Kierwiński pochwalił się głosowaniem w prawyborach. Ludzie są wściekli: „Kiedy pomożesz powodzianom?”