Amerykańskie media żyją sprawą niewielkiego obserwatorium astronomicznego w Sunspot w Nowym Meksyku, które z nieznanych powodów zostało ewakuowane ponad tydzień temu. Tajemniczy rozkaz opuszczenia placówki znajdującej się na terenie stanu kojarzonego z incydentem w Roswell i tajnymi testami militarnymi wywołał lawinę spekulacji.
Czy naukowcy odkryli życie pozaziemskie? Czy obce siły przejęły wielki teleskop? Obserwatorium znalazło się w zasięgu testowanych rakiet? A może istnieje jeszcze inny powód, inna tajemnica skrywana przez placówkę naukową? - pisze waszyngtoński dziennik "Washington Post".
Dziś wejście do obserwatorium obklejone jest żółto-czarną taśmą, którą amerykańskie służby otaczają miejsca zbrodni. Na miejscu są też ochroniarze, niedopuszczający gapiów na teren placówki. Jedynymi osobami, które mogą wejść do środka są dyrektor obserwatorium i jego zastępca. - Nie wiemy nic, jesteśmy równie zaciekawieni jak ci wszyscy ludzie – mówi jeden z ochroniarzy, cytowany przez gazetę.
Rzeczniczka prasowa organizacji pozarządowej, która prowadzi na co dzień obserwatorium, powiedziała z kolei, że chodzi o "względy bezpieczeństwa". - Mogę powiedzieć tylko tyle, że nie chodzi o kosmitów – dodała, zaznaczając, że placówka na razie pozostanie zamknięta.
Obserwatorium w Sunspot jest częścią większego kompleksu budynków naukowych, z których reszta działa bez zakłóceń. Znajduje się około 200 kilometrów od Roswell, czyli miejsca słynnego incydentu z 1947 roku – rozbił się tam obiekt, który, zgodnie z oficjalną wersją sił powietrznych USA był eksperymentalnym statkiem powietrznym, mającym na celu śledzenie testów nuklearnych Związku Radzieckiego. Dla zwolenników teorii spiskowych jest to jednak miejsce katastrofy statku kosmitów.
Całej sprawy nie komentuje FBI, odsyłając do zarządcy budynku – konsorcjum AURA. Rzeczniczka prasowa organizacji nie mówi niczego nowego, powtarzając, że chodzi o bezpieczeństwo.
Ciekawe?
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Sąd pogrążył Bodnara: zatrzymanie posła Romanowskiego było nielegalne. Parlamentarzysta zażąda 200 tys. zł