W telewizji Rossija 1, znanej z prokremlowskiego stanowiska, padły pogardliwe słowa o robotnikach z października 1956. Ambasador Rosji w Budapeszcie został natychmiast wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Węgier.
Kilka dni temu na Węgrzech obchodzono okrągłą, 60 rocznicę rewolucji 1956 roku, kiedy to Węgrzy próbowali zrzucić jarzmo sowieckiego okupanta i na powrót stać się niepodległym i niezależnym państwem. Powstanie po początkowych sukcesach i zapewnieniach o wycofaniu wojsk sowieckich zostało krwawo stłumione przez powracające radzieckie czołgi. Zginęło 2,5 tys. Węgrów, głównie w stolicy kraju – Budapeszcie. 20 tys. internowano lub aresztowano, wyroki skazujące na śmierć wydano w przypadku 230 osób. Na wieść o represjach Polacy ruszyli oddawać krew i zbierać dary, by pomóc bratankom w kryzysowej chwili. Ponad 11 tys. osób w Polsce oddało krew.
W rocznicę rewolucji węgierskiej w rosyjskiej telewizja Rossija 1 wiceszef stacji Dmitrij Kisielow nazwał wydarzenia w Budapeszcie z 1956 roku „kolorową rewolucją” i dał do zrozumienia, że była ona inspirowana przez Zachód. W czasie trwania programu padło jeszcze wiele innych obraźliwych dla Węgrów stwierdzeń.
Reakcja węgierskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych była błyskawiczna. Ambasador Rosji w Budapeszcie został wezwany, a MSZ wystosowało oświadczenie, że Węgry "nie będą tolerować, by ktokolwiek wypowiadał się w sposób pogardliwy o rewolucji 1956 r. i jej bohaterach.”