Przewodniczący wenezuelskiego parlamentu Jorge Rodriguez zaproponował w środę zerwanie wszelkich relacji z Hiszpanią po uchwale tamtejszej Izby Deputowanych wzywającej do uznania kandydata opozycji Edmundo Gonzaleza Urrutii za zwycięzcę lipcowych wyborów prezydenckich w Wenezueli.
Hiszpania dopuściła się "najbrutalniejszego ataku na Wenezuelę od czasów, gdy walczyliśmy o niepodległość", a jej działania są "równoznaczne z wypowiedzeniem wojny przeciwko ludowi Wenezueli" – oświadczył Rodriguez, który jest bliskim stronnikiem przywódcy kraju Nicolasa Maduro.
Przewodniczący wenezuelskiego parlamentu wezwał w związku z tym do "natychmiastowego zerwania wszelkich relacji dyplomatycznych, handlowych i konsularnych" z Hiszpanią oraz wyrzucenie z Wenezueli wszystkich przedstawicieli hiszpańskiego rządu.
Tymczasem w Caracas grupa krewnych osób zatrzymanych w czasie protestów przeciwko fałszowaniu wyników wyborów przeszła pod ambasadę Brazylii, gdzie zaapelowała do prezydenta tego kraju Luiza Inacio Luli da Silvy o pomoc w uwolnieniu aresztowanych.
Po wyborach z 28 lipca władze ogłosiły, że wygrał Maduro, ale nie przedstawiły na to dowodów. Opozycja zarzuciła reżimowi sfałszowanie wyborów i opublikowała protokoły z komisji wyborczych, świadczące o wysokim zwycięstwie jej kandydata Gonzaleza.
W kraju wybuchły protesty, brutalnie tłumione przez władze. Zginęło co najmniej 27 osób, a ponad 2 tys. zostało zatrzymanych. Reżim nasilił prześladowania opozycji i wydał nakaz aresztowania Gonzaleza, który następnie wyjechał do Hiszpanii i wystąpił tam o azyl.
Kongres Deputowanych, niższa izba hiszpańskiego parlamentu, wezwał w środę rząd w Madrycie do uznania Gonzaleza za zwycięzcę wyborów i prawowitego prezydenta-elekta Wenezueli. Rezolucja nie ma charakteru wiążącego, a rząd nie ma zamiaru się do niej dostosować. Premier Pedro Sanchez oświadczył, że nie uznaje za zwycięzcę ani Maduro, ani Gonzaleza.
Źródło: PAP