Zarówno Stany Zjednoczone jak i Unia Europejska są zainteresowane tym, żeby Rosja wyniosła się z Kaukazu. Jedynym państwem – oprócz Rosji – zainteresowanym utrzymaniem obecnego status quo jest Iran – mówił na antenie Telewizji Republika Marek Reszuta, były dyplomata i ekspert ds. Kaukazu.
Ekspert tłumaczył, dlaczego w ostatnich dniach w Republice Górskiego Karbachu doszło do walk. – Od czasu do czasu w Górskim Karabachu dochodzi do ostrzałów, nie jest to sytuacja nowa – wyjaśniał. – Z punktu widzenia Azerbejdżanu nie zrealizowano jednego punktu porozumienia między Armenią a Azerbejdżanem. Nie wyprowadzono wojsk ormiańskich z Górskiego Karabachu. Ormiańscy prawnicy twierdzą, że nie ma jasnego zapisu o demilitaryzacji, jednak prezydent Azerbejdżanu czuje się oszukany.
Dodał, że Ormianie nie mogą tego zrobić, bo wówczas ten teren przeszedłby bezpośrednio pod kontrolę Azerbejdżanu. – Azerbejdżan chciał pokazać, że jeśli proces wyprowadzania wojsk z tego terenu nie przyspieszy, to weźmie sprawy w swoje ręce – mówił Reszuta. – Azerbejdżan posługuje się mapami z ZSRR i na ich podstawie chce decydować, które tereny mu się należą – dodał.
Zdaniem eksperta Armenia w tej walce nie ma żadnych instrumentów. – Jest mocno naciskana m.in. przez Turcję – tłumaczył. – Teraz trwają rozmowy turecko-ormiańskie w sprawie nawiązania stosunków dyplomatycznych. Jednym z warunków jest tam podpisanie z Azerbejdżanem umowy na warunkach azerskich. Armenia może tylko przedłużać obecną sytuację. Jeżeli Rosja się aktywnie nie włączy w tę sprawę, to duża część Górskiego Karabachu zostanie przejęta do końca roku przez Azerbejdżan.
Przypomniał też, że Republika Górskiego Karabachu to pozostałość to po Autonomicznej Socjalistycznej Republice Górnego Karabachu. – W czasach sowieckich została przekazana Azerbejdżanowi jako autonomiczna republika – mówił. – W 1991 r. rozpoczęła się wojna. Wygrała ją Armenia i stworzyła tam nieuznawaną przez nikogo Republikę Górskiego Karabachu. Teren ma dobre strategiczne położenie, są tam też surowcem m.in. złoto i uran. Jest się więc o co bić.